Samotność to taka straszna trwoga
List do M
Ryszard Riedel, Dżem
Najważniejsze wiersze i piosenki są o samotności. Także najważniejsze filmy, jak choćby Samotność długodystansowca. W ogóle można stwierdzić, że prawdziwa sztuka, ta najistotniejsza, rodzi się w samotności, jak Eros wykluł się ponoć z jaja Chaosu. Samotność jest nie tylko próbą, jest przede wszystkim w jakimś sensie przeznaczeniem każdego z nas, bo mimo iż człowiek to zwierzę społeczne, tak naprawdę każdy z nas jest samotny.
Prymat życia, usilne nawoływania rozmaitych mistrzów duchowych od siedmiu boleści do odrzucenia przeszłości i przyszłości na rzecz tu i teraz ( bestsellery w rodzaju dzieł Carnegiego), powierzchowne pojmowanie duchowości, nacisk na spełnianie potrzeb materialnych, kultura obrazkowa, internet w całej swej okazałości, rozkład rodziny, ekspozycja globalnych problemów, ostrza nowej wspaniałej nudy pod postacią widm wojny, zarazy, głodu, czterej jeźdźcy apokalipsy na rowerach, względnie w autach elektrycznych – to wszystko co służy propagandzie sukcesu i zmierzchowi zachodu – jeszcze bardziej tę samotność potęgują.
W każdym razie nie wydaje się, żeby wizja Nowego Wspaniałego Świata miała w jakikolwiek sposób napawać nas optymizmem i o ile człowiek zawsze był w jakiś sposób samotny, o tyle nowoczesność, i towarzysząca jej dehumanizacja, tę samotność znowuż potęgują.
Miniony świat nie znał nawyku formy, w każdym razie nie w tak ogromnym stopniu, jak ten, który rodzi się na naszych oczach. Forma dzisiejszego świata to forma wewnętrznej pustki.
Przeczytajmy ten postęp w porządku chronologicznym.
Legendarny cykl bretoński ukazuje samotność rycerzy Okrągłego Stołu jako wytrwałych poszukiwaczy Graala. Galahad, analogicznie jak Lancelot albo Parsifal to tacy sami samotnicy jak ich starożytni poprzednicy w rodzaju Odyseusza. W istocie każdy z nas jest tym poszukującym, skazanym na samotność, skazanym na bluesa, wędrownym pieśniarzem czy wojownikiem, który istnieje sam w swej solipsis. Jakiekolwiek towarzystwo jest złudzeniem, czy też raczej pobożnym życzeniem, a świat roi się nam jak biskupowi Berkeleyowi jako wytwór umysłu. W dwudziestym pierwszym wieku, w chwili w której ów umysł jest zniewolony bardziej niż kiedykolwiek, samotność jednostki roztapia się w samotności masy.
Wiersz mówi o znajomym nam rycerzu i syrenach. Poeta ukazuje zazwyczaj błędnego rycerza, który oddaje się samotnej tułaczce. W starożytnych czy średniowiecznych eposach samotność rycerza jest warunkiem dla sukcesu jego przedsięwzięcia.
Syrena na morzu wabi, mimo burzy śpiewa...
Kim są syreny? Są bogactwami tego świata...
Bogactwa tego świata czynią wielkie cuda,
W języku francuskim samotność to la solitude.
La solitude blisko jest łacińskiego solipisis – określenie solipsyzm wiąże się zaś z filozofią Berkeleya, które każe widzieć świat jako wytwór umysłu.
Umarli, czy nie są bardziej samotni niż żywi? I czyż my, ludzie dwudziestego pierwszego wieku nie jesteśmy coraz bardziej samotni, bardziej jeszcze samotni niż ludzie poprzedniego stulecia, których Eliot nazywał ludźmi wydrążonymi ( The Hollowed People):
Wydrążeni, wypchani –
Oto jacy jesteśmy.
Jeden podpiera drugiego,
A w głowach sieczka. Niestety!
Mowa nasza szeleści
Jak zeschła trawa na wietrze
Albo jak zbite szkło
W naszej wyschłej piwnicy,
Gdy buszują w niej szczury.
Bez formy, bez barwy, bez siły,
Zastygli w bezruchu, w pół gestu.
I jeśli ci, co już weszli, mając oczy otwarte,
W to drugie Królestwo śmierci,
Będą nas pamiętali – jeżeli będą – to
Nie jako dzikie bestie i dusze potępione,
My, wydrążeni ludzie,
nasze głowy wypełnia słoma...
Poemat Wydrążeni ludzie nie na darmo nawiązuje do rewolucji i wojny. Eliot pisał go na początku ubiegłego stulecia, w chwili kiedy hekatomba wojenna okazała się być rosą obmywającą oczy człowieka współczesnego ze złudzenia o pięknie nowoczesnej iluzji. Samotność narastała. Dziś, w dwudziestym pierwszym wieku, jesteśmy jeszcze bardziej samotni.
Ta wizja samotności urastającej do rozmiarów kosmicznych ma swoje bardzo stare tradycje w antycznym rycie solipsystycznym, we wszystkich mitach o samotnych podróżnikach na czele z Odyseją.
O bez mała pół wieku wcześniej zjawił się już poeta francuski, Guillaume Apollinaire, który jako pierwszy opisał samotność człowieka dwudziestego wieku. To ta sama tradycja, która stworzyła Sezon w piekle Rimbaud warunkowała powstanie mitu Poety zamordowanego. Niezrozumiałego społecznego wyrzutka. Rimbaud pisał: Poeta musi stać się znienawidzonym przez wszystkich. Musi zapuścić na twarzy brodawki.
A teraz odczytajmy zakończenie Strefy:
Idziesz w kierunku Auteil do domu wracasz pieszo
Spać między fetyszami Australii i Gwinei
To innych wiar Chrystusowie którzy inaczej się mierzą
Są to niżsi Chrystusowie niejasnej nadziei
Żegnaj żegnaj
Słońce szyjo ścięta
Wierzenia i kulty zawsze interesowały Apollinaire'a. Kult artysty – samotnika, który mieszka w wieży z kości słoniowej to parnasizm spod znaku Teophile'a Gautier. Ale Apollinaire i nadchodząca za nim poezja nowoczesna to innego rodzaju samotność. Niekoniecznie w wieży z kości słoniowej. Niekoniecznie w jakiejkolwiek wieży. Bez rozpuszczania włosów Roszpunki. Poza tym sztafażem z demobilu. To nowa samotność nowego człowieka. Niewytłumaczalna samotność stroboskopów i smartfonów. Samotność nowoczesnego jaskiniowca, który wyszedł z groty tylko po to aby trafić do następnej celi, kolejnego więzienia. Samotność Tezeusza, któremu nawet kłębek wełny wypada z roztrzęsionej ręki, i który ma świadomość, że Ariadnę posiadł bóg wina, Dionizos.
Inne wiersze z tego czasu, cała muzyka mniej lub bardziej poważna czy rozrywkowa, wszystkie fotografie malowidła czy rzeźby – oto stygmaty naszej samotności. Samotność to taka straszna trwoga, która przejmuje kolejne przestrzenie.
W wieku przejściowym czarodziejstwo zastępują nam sztuczki magiczne, ale obecności drugiego człowieka nie jest w stanie zrekompensować ani zwierzę, ani internet. Tym bardziej straty najbliższej osoby nie jest w stanie powetować żadna z rozrywek dwudziestego pierwszego stulecia. Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim, moja droga Urszulko tym zniknięciem swoim, pisał poeta szesnastowieczny i nic się w tej kwestii nie zmieniło. Pustki po zmarłych najbliższych nie zapełni nic nigdy.
Czarodziej zna przyszłość. Pustelnik zna piękno prawdziwej samotności. W sercu osamotnionego z wyboru człowieka – ascety rodzi się niepokalane światło.
We Wzgórzach Apollinaire przypisuje sobie samemu zdolność przenikania przeszłości. Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem – tak w Odzie do młodości Mickiewicz kreśli widnokrąg romantycznego artysty, żeby w Dziadach części III spytać wprost:
Samotność, cóż po ludziach?
Czym śpiewak bez ludzi?
Alba ta oto strofa:
O szyny wiążące narody
Jest nas tylko dwóch albo trzech
Od wszelkich więzów wolni
Podajmy sobie ręce
Cały ciąg wierszy, pasma piosenek, wszystkie zamki na piasku i lody na patyku są o samotności. Samotność jest jak słońce lśniące pod ziemią. Zniszczy nas, ziści się w nas. Zamieni liczbę mnogą w pojedynczą, a rodzaj męski w wiek klęski. Wszystko co jest to jedna wielka samotność.
W latach swojego związku z Marią Laurencin Apollinaire nie pisywał wierszy miłosnych. Obecność drugiej osoby za bardzo nas absorbuje, abyśmy mogli jeszcze pisać strofy. To samotność jest zatem akcydensem każdego rodzaju twórczości, jej zaczynem. Z samotności wyrasta kokon konieczności komunikacji.
Po powrocie z frontu Apollinaire zastał w świecie literackim nową sytuację. Pisarze zwrócili się ku wiwisekcji własnych doświadczeń. Idąc tropem pęczniejącej psychoanalizy, za Freudem i jego uczniami, Adlerem i Jungiem, zaczęli studiować ludzką duszę i fenomen samotności człowieka pośród ludzi. Sartre skwituje tę tendencję, pisząc: Piekło to Inni.
Dwie lampy płoną przede mną
Jak dwie kobiety śmiejące się głośno