Na wstępie gratuluję znakomitego tytułu: prosty, czytelny, pozwalający odbiorcy proponować szereg interpretacyjnych kontekstów, dzięki którym pozornie proste komunikaty znacznie się skomplikują. Nie będę definiować „gestów” (wiemy jak to słowo/pojęcie rozumieć), dodam jednak, że gest – jako ruch zarówno świadomy jak też nieświadomy – zawsze wiąże się z człowiekiem (zob. Przyjazne gesty, s. Gesty, s. 50).
Już tytuł wskazuje na personalistyczną koncepcję człowieka, obecną w twórczości Juliusza Wątroby od początku. W poezji współczesnej wciąż powraca fundamentalne, filozoficzne, pytanie: Kim jest człowiek? – myślącym zwierzęciem (ssakiem) czy – zgodnie z wykładnią biblijną – tworem Boga? Tego pytania twórca nigdy nie pomijał, ale w omawianym tomie wyraźnie deklaruje się jako personalista. Pan Bóg – powiada – „dał nam wolność, byśmy mogli błądzić/ po ciemku” (Uziemieni).
Pogodzony ze światem, spokojnie oczekujący na „finał”. Zachwyca mnie Ssak (s. 90) – trzy wersy, siedem słów, a jakież bogactwo treści! Specjalnością J. Wątroby są autodyscyplina i lakoniczność. Sam poeta definiuje siebie tak: „Skazany za wrażliwość na myślenie/ mówienie śpiewanie pisanie...” (Skazaniec).
Obserwując jego twórczość od dawna, zauważam konsekwentnie realizowaną linię rozwoju w kierunku lingwistycznym. Co to znaczy? To znaczy bardzo świadome wykorzystanie możliwości języka do tworzenia sensów opartych na koncepcie (zob. Życie, s. 8), zwłaszcza wtedy, gdy zestawiając przeciwieństwa lokuje się między Niebem i Piekłem i operuje paradoksem. Wzorcową grą z czasem (z którym podobno nie można wygrać) jest Czas (s. 82).
Tych wierszy trudno nie rozumieć, poeta niczym nie epatuje, zapisuje swoje myśli i emocje, ale w taki sposób, by odbiorca czuł się współtwórcą sensów. Ta poezja nie ma określonego adresata (jak to się zdarza wielu współczesnym twórcom), jest nim każdy, kto chce posłuchać.
Właśnie „posłuchać”, bo poeta myśli muzycznie, linia melodyczna jego wierszy porusza wrażliwe struny naszego umysłu. Otwierający tom utwór W sam raz „płynie” negacjami (3 razy „Nie”), a dalej (w wygłosie) rymują się słowa „boskie – bieskie – anielskie – ludzkie”. Taki fragment zostaje w głowie na długo lub na zawsze. I to właśnie jest cechą genetyczną poezji jako pradawnej sztuki słowa, z okresu, kiedy nie znano pisma. W XXI wieku, gdy elektronicznie zainfekowani artyści tracą zmysły, zmysłowość jest wartością nie do przecenienia. Nasze dzieci kreują świat w smartfonach, natomiast poeta jeszcze słyszy i widzi, wspomina słyszane i zobaczone. Ma to szczęście, że ocalił w sobie „śpiew maków/ ptaków milczenie/ nieba smak” (Szczęście).
Wszystkie wiersze są dobre, ale najbardziej porusza mnie lakoniczna, czterowersowa Muzyka (s. 85), w której spotykają się główne motywy nie tylko tego tomu, ale też całej twórczości: pamięć, beskidzkość (Dziadek), folklor (muzyka), metafizyka („niebieskie łąki”). Są one przywołane aluzyjnie, aczkolwiek wyraźnie. Wychodząc od Muzyki, można napisać esej o lirycznej twórczości J. Wątroby.
Podziwiam przemyślany w każdym calu układ wierszy – na całość składa się osiem części, zatytułowanych w taki sposób, że respektując kolejność (od 1 – 7) można by złożyć narrację o życiu bohatera tomu, a jest nim Poeta (zawsze wykreowany) – w różnych rolach i relacjach. Konsekwentnie realizuje ZGODY z sobą i światem, bo wszystko jest „skrojone w sam raz/ na wymiar serca”, czyli emocji dobrych i złych („utkany (…) z bólu, drwin i zniewag” (Motyl). Formuły tytułowe kolejnych części tomu są tak czytelne, że samorzutnie układają się poetycką autobiografię: 1. W sam raz, 2. Spisany na zyski, 3. Drżenia, 4. Przyjazne gesty (w tym cyklu znalazło się kilka wierszy dłuższych), 5. O -Świec cienie, 6. Prze-mijamy się.
Gesty uważam za najlepszy z dotychczas wydanych tomów poety, gratuluję mu dojrzałości, wrażliwości i konsekwencji.
Juliusz Wątroba, Gesty, Bielsko Biała 2022, Wydawnictwo Compol, ss. 110