Już od trzech tygodni zżywam się z tomem poetyckim Zbigniewa Joachimiaka „Córka”. Przeczytałam go w układzie, który zaproponował autor i wciąż czytam pojedyncze wiersze otwarte na przypadkowej stronie. Przyglądam się, w czym tkwi ich semantyczny i warsztatowy fenomen, a są niesłychanie komunikatywne pomimo swej przestrzenności; „Pudełko ledwo trzyma ten dorobek świata, / wskazówka kompasu drga i uparcie / odróżniać mi pozwala / od nicości kierunek” (s. 109).
Przyjemnie jest obcować z tej klasy utworami wypełnionymi ludzkim wymiarem spraw i o niekonwencjonalnej dykcji. Dominują przemyślenia natury emocjonalnej i etycznej z filozoficzną skłonnością do roztrząsania wątków; „nie umrę, to tylko ogród przestanie kwitnąć dla mnie”. Wiersze posiadają swoją psychikę, niejednokrotnie mówią o doznaniach trudnych, w tym o polskich traumach. Granica między bohaterem lirycznym a autorem w poczuciu czytelniczym tu nie istnieje, zresztą łatwo daje się porównać treści utworu z dostępnymi w internecie danymi biograficznymi. Sugestywność przekazu zaciera też granice między poezją a życiem. Obserwujemy pojedynczego człowieka (jednostkę, indywiduum) w jego najbliższym otoczeniu, w najgłębszej myśli i w głębi doznań. Widzimy go w jego prywatnym kadrze, w który wdziera się szeroki kontekst czasowo-historyczny. W utworach ten czasoprzestrzenny horyzont rozpostarty jest pomiędzy okresem stanu wojennego a obecnym. Świadczą o tym zarówno zasygnalizowane realia, jak i daty pod wierszami. Jest to więc zestawienie wierszy powstałych na przestrzeni 40 lat, są nawet te emigracyjne pisane w Stanach. Suma owych obrazów to podróż dziejąca się na styku wewnętrznych przestrzeni autora i tych zewnętrznych i zarazem jego credo życiowe. Siłą rzeczy stajemy przed poetyckimi odsłonami jak przed widnokręgiem. Uplastycznione obrazy natychmiast osadzają nas w konkretnych zdarzeniach, faktach, relacjach, bywa że odwołują się do losów i przeżyć wspólnych dla Polaków. Wiele z tych wierszy jest skrystalizowanym spojrzeniem wstecz, zapisem dojrzałym i ustatecznionym. Lecz niech nas nie zwiedzie pozór zdystansowanego przekazu, pod nim wciąż wyczuwalny jest puls niewygasłych trwóg i dylematów. A może to tylko my tak reagujemy na mądry osąd bez osądzania, na stawianie pytań, które same w sobie są mądrością? „Czy wielki naród to ten, który wydaje wielkich poetów a ich nie chce / słuchać, / który buduje wielkie mosty po których nikt nie chce i nie będzie chodzić, / i stawia budowle w których pustka głucha tylko swego echa szuka?” („Pytania do Nieprzyjaciół Moskali, po zdobyciu Krymu w 2014 roku”, fragm., s. 45).
To, co scala i porządkuje wielość przywołanych w utworach wątków – to jest „wewnętrzna rozmowa” z córką (stąd tytuł tomu). Stanowi główną oś wierszy. Ujmujący zabieg, pozwalający wprowadzić drgające tony w stonowane wiersze; „To drgające powietrze, to tylko twoje przywidzenie”. Córka jest podmiotem centralnym i żywiołem myśli autora, jego idée fixe. Ale przede wszystkim punktem odniesienia i uosobieniem nie tylko ojcowskich tęsknot. Powraca więc córka w wiersza jak nałóg, który trzeba zaspokoić. Lecz – co ciekawe – nie odcina od życia, a wyostrza ogląd i staje się iskrą zapalną dociekań; „Gdy bardzo mi brakuje córki, / a zdarza się to częściej niż powinno…”(s. 113). To do niej mówi i opowiada siebie. To jej „starzeniem się” odmierza upływ czasu. Parafrazuje jej listy; „ Ja, córka urodzona z wolności, nie umiem żyć / bez swobody ducha i ognia. Do dzisiaj drzemią we mnie odgłosy / sierpniowej rewolucji w Stoczni Gdańskiej. / Słyszę też wiersze. / Jestem taka jaką mnie zbudowałeś” (s. 67). Córka w wierszach jest nie tylko córką z życia i głosem krwi, jest niezastępowalną osobliwością w stanach kontemplacji wprowadzających w pełny wymiar istnienia, w samookreślenie siebie. W konsekwencji wiersze przyjmujemy jak wyznanie; „Tak, tak, zabawa w zmyślanie była naszą najlepszą grą. / Gdy siedzieliśmy przy stole i jedliśmy malinowe galaretki kazała mi / zmyślać prawdziwie. / A nie mówić o prawdziwych wydarzeniach. / Zawsze wyłapywała prawdę, co naprawdę się zdarzyło w mojej opowieści, / a co było zmyśleniem / i mnie obsztorcowywała, że za dużo prawdy, że nie dotrzymuję reguł / gry. / Masz zmyślać prawdziwie! – mówiła. / Nigdy jej nie wyznałem, że naprawdę mi trudno wymyślać nieprawdę, / znacznie łatwiej zmyśla się prawdę”. („Daliśmy jej na imię Sybil, a na drugie Janina”, fragm., s. 121). Ileż w tej nakreślonej zabawie-wspomnieniu (oraz w innych wierszach) poetyckiego kunsztu otwierającego na domysł, który z założenia podtrzymuje tok myśli i jest sposobnością do dalszych dociekań i odkrywania sensów. Joachimiak snuje wywody, umiejętnie przechodzi z jednego wątku w drugi. Myśl płynie jak rzeka. Po mistrzowsku prowadzi narrację i w sposób charakterystyczny dla siebie. Stosuje przy tym szeroką frazę i przerzutnie, które (również one) nadają wyraz tej poetyce (bliskiej mi) i stawiają podwójne akcenty emocjonalne, znaczeniowe. „Dzisiaj siedzimy razem, ja wtulona w ciebie. / Dotykasz mnie, tato, czuję jak bym sama głaskała swoje ramię. / Jestem z twojego ciała. A odrębna. Innych wszechświat. / Przenika mnie twoja krew. Przenika twoja pamięć. / Przenika pamięć komórkowa. Pamięć codzienna. Pamięć przekleństwa. / Jak długo trwać będzie dzień dzisiejszy? / Jak długo utrzymasz mnie na uwięzi swojej troski. / Czujesz? W środku pękają mi kości. Twoje kości. Moje kości. / Kruszą mi się włosy. Już krzyczę, ty tego nie słyszysz.” („Dzisiaj niedziela, dzisiaj święto”, fragm., s. 57).
Powyższy fragment odczytuję jako najwyższą uzmysłowioną chwilę bliskości córki z ojcem, z obezwładniającym krzykiem milczenia przed odjazdem, „odjazdem w górę, w niebo, / w mróz / czarnego nieba, pustego ryczącego kosmosu”. Domyślam się, że chodzi o odjazd córki z rodzinnego domu za ocean. Rozsadzająca od środka chwila. Który rodzic nie zna bólu rozstania, gdy wizja niemożności fizycznego objęcia dziecka przeradza się w dotkliwą tęsknotę. Wiersze Zbigniewa Joachimiaka mają świadomość człowieka, tym samym zyskują wymiar ogólnoludzki. „Muszę uporać się z narastającymi opadami, / z szaleństwem białych mroczków w oczach, gdy podnoszę gwałtownie / schylone plecy. / Czas, Pan Czas, jest niełaskawy. / Wydłuża zaspy. Odbiera końce końcom. / Zaśnieża migoczącymi pikselami obrazy. / Idę drogą, którą sam oczyściłem przed chwilą. / Idę tą właśnie chwilą. / Chwilowo idę.” („Odgarniam zaspy”, fragm., s.103).
Świadomość człowieka, tak, świadomość człowieka jest żywą tkanką wierszy Joachimiaka. Wspiera ją świadomość historyczna. One się przenikają. Na przykład „Pytania do Nieprzyjaciół Moskali, po zdobyciu Krymu w 2014 roku” (s. 43, 45) są przerażająco aktualne po siedmiu latach, lecz tym razem jak ulał przylegają do nowej polskiej rzeczywistości. Przez stawiane w tym wierszu pytania przemawia mądrość daleko wykraczają poza jakiekolwiek administracyjne granice, w grę bowiem wchodzą granice człowieczeństwa. „Czy wielkim narodem jest ten, który wokół widzi wrogów, / który ma tylko nieprzyjaciół, / to ten naród który jest otoczony przez cały świat? / (…) Czy wielki naród to ten, który słyszy swój wielki głos / i nie słyszy cichych i maluczkich, i tych tam, i tych obcych, / bo oni, Inni, zawsze i wszędzie piszą spiski i plany wielkiego narodu / zagłady? / (…) Czy wielki naród to ten, który chętnie umiera za swoją wielkość i potęgę, / który cierpi i znosi znużenie wytrwale i długo, i stale, / który, gdy umiera przykrywa się sztandarem nie smutku lecz chwały?” (s.43, 45). Niejednego ukłują też słowa wiersza „Jesteśmy mężni”, który datowany jest na 28 stycznia 2018 roku: „Dzielnie bronimy nasz kraj, / nasze granice, nasze drogi. / I nasz kosmos chronimy. / Nie oszukają nas / islamskie dzieci, bo my wiemy. / Bo my lepiej wiemy, wiemy najlepiej // co wybuchowego za pazuchą ma takie dziecko, / co niesie w głowie, co chowa w torbie, / jakie zamiary przynosi. / Obronimy nasze niebo. // Nie dajmy się zwieść. Nasz jest potężny świat. / Obronimy go mężnie. Postawimy straże by ocalić wszechświat” (fragm., s. 37).
Ważkie problemy wprost nawiedzają wiersze Joachimiaka. Nie mogło więc w nich zabraknąć przyrody nam przyrodzonej, od której zależny jest nasz każdy oddech i która uczy nas odchodzenia; „Widzisz ten gruby świerk? Oskalpujemy go. / Wejdziemy mu za skórę. Musimy dotrzeć do jego środka, / bo jak inaczej dowiemy się, co go naprawdę gryzie, / albo co go będzie gryźć, albo, co ostatecznie go zje?”. I kilka wersów dalej czytamy: „Słyszę, że drzewo chce coś powiedzieć. / Ale nie słuchaj go. / Rób swoje. // Tnij głęboko ciemną korę. Jednym pociągłym ruchem. / Powtórz to jeszcze raz. / Teraz zrób dwa cięcia w poprzek. I jeszcze raz. / Odsłania się cienka jasna lina. / Chwyć po bokach tę naciętą skórę drzewa. Otwórz je.” („Żniwa”, s. 135 i 137). Tajemniczy wiersz. Można go interpretować wielorako i doszukiwać się aluzji do tego, o czym nie da się jednoznacznie (lub wcale) powiedzieć. Można zobaczyć człowieka, jak bezlitośnie rozprawia się z drzewem i dopatrzeć się w tym akcie bezpardonowego stosunku do podległej natury. Równie dobrze można też wejść w „skórę drzewa” i przejąć jego ból. Można też połączyć wszystkie interpretacyjne perspektywy, być człowiekiem i drzewem jednocześnie. I zdaje się, że o te wszystkie perspektywy w scenie chodzi, o owo otwierające cięcie odzwierciedlające ból autorefleksji. O udrękę przedzierania się w głąb siebie, do niezbadanych warstw rozumienia. Nie od dziś wiadomo, że człowiek dla siebie jest najbardziej dojmującą zagadką, większą niźli tajemnice świata. Znamienne, że wiersz „Żniwa” zamyka tomik. Jakby był sygnałem od autora, że wgląd w siebie jest główną przesłanką wierszy. Introspekcja nie może obyć się bez otoczki i osób, które towarzyszyły zdarzeniom i wywierały wpływ na bieg spraw. Zostawiają ślad w psychice i w pamięci. To wszystko przekłada się na przenikliwość dociekań, ale też wielowątkowość i wielopoziomowość przekazu. Rozległy widnokrąg. Polecam ten pełen doniosłych spraw i wynurzeń, a przy tym nasyconych poetycką esencją tom „Córka” Zbigniewa Joachimiaka, który – co by nie powiedzieć – jest po prostu wyznaniem i zdefiniowaniem własnych postaw. Dodam, że jest dwujęzyczny, z przekładami wierszy na angielski Anny Gąsienicy-Byrcyn. Pragę jeszcze podziękować Autorowi za obdarowanie mnie 101 numerem egzemplarza. Powędruje na półkę poezji ulubionej i często używanej.
Zbigniew Joachimiak, Córka, Tłumaczenie na język angielski: Anna Gąsienica-Byrcyn. Wydawnictwo Fundacji Światło Literatury, Gdańsk 2021, s. 140.