Publikacje

Krzysztof Dąbrowski - Szczujnia

1 Dislike0
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

 

Zanim pożegnam się z tym światem, postanowiłem napisać post na swoim profilu na Facebooku. Usiadłem po raz ostatni przed komputerem. Już darowałem sobie zakładanie okularów; bez sensu dbać o coś, co za chwilę będzie kompletnie bezużyteczne. Siadam i piszę:

Pozwólcie, że opowiem wam pewną historię. Ale musicie się odrobinę wysilić. Jedyne co musicie zrobić, to wyzbyć się na chwilę uprzedzeń i pozwolić sobie na empatię. Wczuć się na pewien czas w to, co czuje i przeżywa druga strona. A także zadać sobie pytanie „Co by było, gdyby?”.

Co by było, gdyby okazało się, że osoby, na które od wielu miesięcy dzień w dzień wylewamy pomyje, okazały się niewinne? Jakbyśmy się czuli, gdyby się okazało, że pewnego dnia, dwóch zawistnych pisarzy dobrało sobie dziennikarza pragnącego podbudować swoje ego i pozować na szeryfa, łowcę afer, i z jego pomocą stworzyło misternie skonstruowaną intrygę, by z jakiegoś powodu zniszczyć komuś życie?

 A teraz spróbujcie sobie wyobrazić, że pewnego dnia wchodzicie do internetu i czytacie o sobie i swojej ukochanej obrzydliwe rzeczy, które ktoś w tym celu sfabrykował.

Próbujecie wytłumaczyć ludziom, że to nieprawda, że się mylą. Jednak wasze tłumaczenia są jak woda na młyn dla ludzi, którzy kochają afery i uwielbiają ekscytować się czyimś nieszczęściem. Zostajecie zakrzyczani i obśmiani.

Jesteście załamani, ale jest w was jeszcze wola walki. Mija trochę czasu i mobilizujecie się na tyle, żeby zgłosić to, co się dzieje na policję.

Chcecie też iść z tym do sądu, ale kiedy słyszycie, ile będzie kosztować sprawa i adwokat, to ręce wam opadają... I owszem, przez chwilę myślicie o tym, czy nie wystąpić o adwokata z urzędu i pokrycie kosztów ze względu na to, że nie stać was na tak duży wydatek, ale wolicie zacząć odkładać na to i wykosztować się za parę miesięcy, byle tylko zrobić to porządnie. W końcu tu chodzi o wasze życie.

Myślicie też, aby dać publiczne oświadczenie. I byście to zrobili, gdyby nie fakt, że dopiero co udało wam się nawiązać współpracę z pewnymi ludźmi i macie okazję zrealizować coś naprawdę WIELKIEGO. Spełnić marzenie, które było przy was od dawien dawna. A na dodatek realizacja tego marzenia może wam dać upragnioną pełną niezależność finansową. Uznajecie, że w tej sytuacji takie oświadczenie mogłoby odstraszyć ludzi zaangażowanych w ten projekt, mogłoby to wszystko zniszczyć.

Od tego czasu żyjecie nadzieją i usiłujecie mimo wszystko jakoś funkcjonować. Tak, jakby to miało być tylko chwilowe. Jakby lada dzień koszmar miał minąć. Nie wiecie jeszcze, że los zgotował wam wielomiesięczną gehennę.

Coraz bardziej się niecierpliwiąc, dzwonicie od czasu do czasu na policję, by dowiedzieć się, co się dzieje. Słyszycie zapewnienia, że owszem, „coś” się dzieje, ale trzeba czasu. A potem jest przerzucanie waszej sprawy między komisariatami i ludźmi mającymi rzekomo tym się zająć. Siedzicie jak na szpilkach. Zaciskacie zęby. Staracie się przetrwać trudne chwile wspierając się nawzajem. Ale nie ma spokoju, ludzie nadal pastwią się nad wami, nie dając chwili wytchnienia - nie dając żyć. A na domiar złego, na wasze głowy spadają kolejne nieszczęścia - śmierć w rodzinie, a potem... potem coś równie strasznego.

Nastaje wiosna. Ludzie cieszą się piękną pogodą, życiem. A wy? Wam coraz trudniej zacząć każdy kolejny dzień. Staracie się ukrywać to przed całym światem, ale powoli wpadacie w czarną otchłań depresji. Nic nie cieszy tak jak dawniej.  Powoli zaczynacie tracić nadzieję. Zaczynają się problemy z bezsennością. Zaczyna się sypać zdrowie i nerwy. Macie coraz mniej sił na cokolwiek. Budzicie się czując potworny stres, który przeżera wasze ciała i dusze wtrącając je w nieustanny dygot. Ten dygot paraliżuje coraz bardziej. Tracicie z tego wszystkiego pracę. Oszczędności na sprawę. Wpadacie w spiralę długów, mniejszych i większych pożyczek.

I nadchodzi dzień, kiedy dzwonią z policji i informują was, że wasza sprawa została umorzona. Ale dlaczego?

Ze względu na „niską szkodliwość społeczną”...

Niszczenie komuś życia zostaje brutalnie sprowadzone do trzech bezdusznych słów: Niska... szkodliwość... społeczna...

Bezdenna otchłań depresji wciąga was coraz bardziej. Nie jesteście w stanie wstać z łóżka. Kolejne miesiące są walką o to, by wykrzesać w sobie choć odrobinę nadziei.

Inni cieszą się piękną pogodą, przyrodą, życiem. A wy? Wy jesteście w tym czasie tak bardzo przygnieceni beznadzieją, że tylko głód zmusza was do tego, by od czasu do czasu otrząsnąć się ze stuporu i wypełznąć z łóżka, by cokolwiek zjeść. Ale nie ma w tym smaku, ani żadnej przyjemności. Nie jesteście już w stanie tego odczuwać. Jecie byle jak i byle co, bo już nie macie sił by o tym myśleć.

I ta dobijająca świadomość, że mieliście odkładać na sprawę, ale depresja dokonała takiego spustoszenia w waszym życiu, że teraz już na nic nie ma szans.

I wtedy zaczynają się dni, kiedy już kompletnie nic nie ma sensu. I dzień w dzień zastanawiacie się w głębi duszy jak ze sobą skończyć żeby przerwać ten koszmar...

I w zasadzie trzyma was przy życiu już tylko to, że się nawzajem bardzo kochacie i nie chcecie dopuścić do tego, by drugie zostało samo na tym okrutnym świecie. Boicie się, że ktoś kogo kochacie, zapewne myśli o tym samym. Boicie się spuścić ją z oka. I już tylko to się liczy, by ją ocalić. Dlatego powoli z mozołem wmawiacie sobie, że musicie być silni, musicie walczyć. Z trudem, jak ludzie dochodzący do siebie po ciężkim wypadku, dzień w dzień pracujecie nad sobą, by odzyskać kontrolę nad życiem, by ratować co się da. Na zewnątrz nadal udajecie, że u was wszystko w porządku. Nie chcecie martwić waszych rodzin i przyjaciół.

Kończy się lato. Macie świadomość, że zniszczono wam kilka najpiękniejszych miesięcy w roku. Oczernianie sprawiło, że straciliście też kilka fajnych projektów. Ale podnosicie się i staracie wrócić do życia, znowu zaczynacie działać, by wasze życie wróciło na właściwe tory.

A potem, gdzieś ktoś rozsiewa ploty dotyczące oczerniania i niszczy waszą życiową szansę - projekt, o który tak bardzo walczyliście z przygniatającą was beznadzieją, nagle robi się równie martwy jak wasze dusze. Ludzie wierzą w te bzdury i wycofują się ze współpracy.

Zaczynasz pić na umór. W myślach jesteś tak wściekły, że oczyma wyobraźni raz po raz odtwarzasz w głowie film, jak jedziesz do tych, którzy nawymyślali na twój temat różnych bzdur i masakrujesz ich tak, że błagają o litość.

I jesteś przerażony na myśl, że drzemie w tobie taka brutalność. Czysta nienawiść. I zaczynasz się bać, że faktycznie możesz przekroczyć tą cienką linię...

Pewnego dnia budzisz się. Szum wody w łazience. Zapalone światło. Drzwi zamknięte, ale nie na zamek.

Stukasz. Cisza. Naciskasz klamkę.

Woda w wannie jest już przeźroczysta. Ale twoja ukochana jest martwa. Jej ręka zwisa poza krawędź. Czerwień na podłodze.

Uznałem, że tyle wystarczy. Ona. Tylko ona trzymała mnie przy życiu. Wyłączyłem komputer. Otworzyłem okno.

Dziewiąte piętro. Wysoko. Podobno spadając umiera się na zawał. Podobno uderzając o ziemię jest się już martwym.

 

Skaczę głową do przodu. Za chwilę poznam odpowiedź.

 

 

 

Wydawca: Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - akant.org
We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.