Przed świętem pracy, parter sali widowiskowej Domu Kultury wyszorowano na błysk. Balkony jeszcze w cieniu czekają na swoją kolej.
Pięćset miejscówek zajmą szczególni goście - osoby z listy zasłużonych. Ta strona przedstawienia została już wielokrotnie przećwiczona i nie powinna niczym zaskoczyć. Próba generalna, jest najbardziej stresującą częścią całości. Od niej zależy, czy szlifowany kilka tygodni pro- gram zostanie zaakceptowany przez władze. Opracowanie scenariusza i reżyseria widowiska należą do moich obowiązków. Nie narzekam. Lubię swoją pracę. Niepewność dodaje jej smaku niczym zupie przyprawy. Reakcja zaproszonych Kresowiaków, udomowionych na Pomorzu Zachodnim, jest nie do przewidzenia. Urodziłam się w znaku Skorpiona z liczbą mistrzowską 22 - nie na darmo. Astrolodzy i numerolodzy w tym momencie ciężko wzdychając, powiedzieliby: - Da radę.
Kotara odgradzająca scenę od widowni już wielokrotnie zdała egzamin jako punkt obserwacyjny.
Na salę wkraczają przedstawiciele brat- niego państwa. Bracia zamieszkujący leśne miasteczko - Borne Sulinowo, odgrodzeni murem i kolczastym drutem, czuwają. Za nimi wchodzą Towarzysze odpowiedzialni za kulturę. Powiatowy oddział PZPR też czujny, lecz jakby trochę mniej rzucający się w oczy. Dyrektor Domu Kultury stara się zachować fason. Zanim zajmie miejsce w drugim rzędzie, wbiega za kulisy i patrzeć mi w oczy, scenicznym szeptem oznajmia:
- Jeżeli pójdzie coś nie tak, nie pokazuj mi się na oczy. Wyskakuj przez pierwsze napotkane okno. Mnie zwolnią, ale i ty nie wyjdziesz z tego cało. Idzie dobrze. Święto socjalistycznego państwa nabiera wymiaru artystycznego. Dzieci recytujące wierszyki patriotyczne, budzą tkliwe uczucia. Nawet mała Kasia myląca słowo ojczyzna i pańszczyzna, wywołuje jedynie śmiech. Ta część programu przyklepana. Piosenki i tańce ludowe nagrodzone zostają oklaskami z przytupem. Na scenę wychodzi czarnowłosa w szarej sukience dziewczyna. Jej głos wibruje mrokiem, osiada na proscenium powoli docierając do pierwszych rzędów.
„Modlitwa” Bułata Okudżawy ściera uśmiechy z twarzy coraz bardziej czerwonych. Gwałtowny ruch w pierwszym rzędzie nie pozwala skończyć pieśni. Powiedzieć, wychodzą, to jakby nic nie powiedzieć. Zaczynam szukać okna.
Czytaj więcej w Akancie