- Zbigniew Radosław Szymański
- Polecane
Zbigniew Radosław Szymański - Życiołapka na nieczytajacych
Wiersze piszą już wszyscy. Kilka miliardów ludzi tworzy nowy gatunek człowieka – „Homo scribens”.
Wiersze piszą już wszyscy. Kilka miliardów ludzi tworzy nowy gatunek człowieka – „Homo scribens”.
Począwszy bodaj od połowy XIX w. prawie każdy sławny i wielki pisarz prowadził dziennik intymny, który po śmierci autora był publikowany, stając się dodatkowym źródłem informacji dla szerokiej publiki. Niekiedy taka rzecz stawała się prawdziwym dziełem sztuki pisarskiej, zapewniając literatowi jeszcze większy rozgłos i społeczne uznanie. W XX stuleciu owe diariusze zaczęto drukować już za życia ich twórców, co w wypadku wielkich figur było kolejnym dopływem żywej gotówki dla ich wydawców.
Niniejsze opowiadanie obejmujące istotny okres życia mojego pokolenia nazywanego umownie „komuną” dedykuję wszystkim zainteresowanym bynajmniej nie z powodu własnych przeżyć, które uważam za banalne, lecz potrzeby przekazania w miarę obiektywnego obrazu świata, który wtedy istniał (wraz z niesionymi wartościami) i który bezpowrotnie przeszedł do historii.
Na wstępie wspomnę, że często w swych esejach i szkicach posługuję się cytatami.
Wiersze Lidii Jędrochy-Kubickiej z tomiku Opaska na oczach mają swój nadrzędny temat, a jest nim kondycja świata i człowieka. W słowie Od autorki czytamy „Jesteśmy solą ziemi i światłem świata. Co zatem się stanie, gdy zabraknie soli i światła?”. Jeden z wierszy nosi tytuł Zło. „Dostaliśmy je w spadku/ i żyje w każdym dniu” - pisze autorka. Inaczej mówiąc, jesteśmy nim skażeni od zarania świata. Przybiera różne rozmiary, ogarnia
Do toruńskiego Centrum Sztuki Współczesnej „Znaki czasu” zawitała międzynarodowa wystawa sztuki z państw bałtyckich. Serenissima East jednoczy ze sobą sztukę Polski, Litwy, Łotwy oraz Estonii.
To szczęście – radość, że możemy spotkać się z taką pasją, entuzjazmem, który jest wszystkim (William Blake). Co jest tego podmiotem, nie przedmiotem, Boże broń najbardziej wartościowym – Poezja właśnie: Poezja mi wszystko wyjaśniła (taki optymistyczny tytuł nosi zbiór szkiców i esejów autorstwa Andrzeja Waltera).
Idę, zataczam się jak pijany środkiem korytarza, wszystko mi przed oczami tańczy. Jestem tutaj, zdążyłem na czas, na ósmą rano za chwilę otworzą się drzwi do klasy. Wtem, podchodzi do mnie koleżanka z innej klasy, z którą byłem na obozie harcerskim w Chełmnie. I pyta się mnie: co się ze mną dzieje ?
Minione lato politykom nie przyniosło wypoczynku i relaksu. Propagandyści obu walczących plemion już w sierpniu znacząco podkręcili decybele, a ryk jeszcze się wzmaga, w miarę jak postępuje z błota polska jesień. Resorty propagandy znają się na ludziach tylko w jednym aspekcie: ponieważ rozum jest zjawiskiem rzadkim (i niewygodnym), trzeba postawić na emocje! Strategie rozbudzania emocji są liczne i skuteczne: obrażanie, poniżanie, straszenie, wykluczanie, jątrzenie, szczucie jednych przeciw drugim itp. Nie biorą pod uwagę tylko tego, że nadmiar decybeli powoduje utratę słuchu i zobojętnienie na bodźce. Zobojętniałemu nawet strach (emocja najłatwiejsza do manipulowania) często nie daje kopa. Zamiast się miotać, przyjmuje całkiem zdrową postawę: I tak będzie, co ma być. Jak pożyjemy, to zobaczymy…
Ukazał się zbiór wierszy ks. Piotra Stanisława Głowackiego zatytułowany Cisza pocałunkiem Niebios. Autor urodził się 26 V 1958 r. w Dobrem na Kujawach, jest kapłanem diecezji włocławskiej. W latach 1988-1990 odbył teologiczne studia specjalistyczne na ATK w Warszawie, które uwieńczył doktoratem w 1994 r., broniąc pracy pt. Życie duchowe na podstawie pism bł. Honorata Koźmińskiego. W latach 1992-1996 pracował w swoim macierzystym seminarium duchownym jako wykładowca (teologia duchowości) i ojciec duchowny. Prowadził też przez wiele lat zajęcia dydaktyczne na Papieskim Wydziale Teologicznym Oddział we Włocławku. Od 2003 r. jest proboszczem parafii św. Urszuli w Kowalu.
Nie jestem na tyle opanowany „działką” zarozumiałości, by zdobyć się na krytyczne rozważania o twórczości i widzeniu świata przez Poetę, chyba najdoskonalszego od czasów Króla Dawida. Jednocześnie nieskończenie bardziej wieloznacznego, którego utwory są pełne reinterpretacji wyznawczych, kulturowych, filozoficznych, pełne szerokiego oddechu nie tylko frazy, ale i dynamiki spojrzenia. Nie mam ambicji wnoszenia czegoś nowego, chcę jedynie zdać relację ze spotkania z dziełem Rilkego i z jego wpływu na moje, jednak subiektywne widzenie rzeczywistości duchowej i materialnej. Dodam na marginesie: - butnym trzeba być pokornie, w pokorze zawrzeć szczyptę pychy, że się wie, co już jednak trąci tytułową gnozą.
Mieć przed sobą almanach wydany ponad 60. laty to jak pochylanie się nad relikwią w tym przypadku relikwiarzem strof, w znakomitej większości młodych wówczas poetów, którzy na przestrzeni kolejnych dekad odcisnęli swoje ścieżki na firmamencie sztuki poetyckiej.
Każdy bez mała Polak wie, że literatura polska ma na Litwie wielowiekowe tradycje. Od chwili założenia w 1579 roku przez króla Stefana Batorego Akademii Wileńskiej, podniesionej w następnych wiekach do rangi uniwersytetu, nazwanego imieniem monarchy-fundatora, Wilno stało się w wiekach XVII-XIX jednym z ważniejszych ośrodków polskiej myśli i piśmiennictwa.
Ja poematem mogłem być wspaniałym,
Jak skrzypce śpiewne, jak kwiat białej róży.
Lecz tylko niczym w świecie tym się stałem
I moje życie nikomu nie służy.
Ciężko mi bywa, często ból mnie nęka,
Lecz boleść moja też jest byle jaka.
Bo to bezpłodnej rozterki udręka,
A nie ostrogi bodziec dla rumaka.
Był taki czas, kiedy uczniowie jesziwy zadawali panu młodemu, po nocy poślubnej, pytanie: „Znajdujesz” czy „Znalazłeś”? Jeżeli ów odpowiedział „Znajduję”, to pytający bardzo mu współczuli, jeśli zaś odpowiedź brzmiała „Znalazłem” cieszyli się wraz z owym mężczyzną.
Paweł Biliński jest autorem tomiku Bezsynność. To jego drugi zbiorek wierszy. Autor jest laureatem wielu literackich potyczek, publikował w pismach tradycyjnych i internetowych.
Rozglądając się po świecie stajemy się świadkami intronizacji dwóch prawd głównych; pierwsza z nich - nie do uniknięcia śmierć wszystkiego, co się urodziło oraz atanaza tego, co zostało stworzone. Druga to ekstrakt egzystencji – zabezpieczenie i ochrona kodu genetycznego. Niestety nic ważniejszego nie ma, choć z naszego punktu widzenia i przez pryzmat naszej konkretnej i jednostkowej sytuacji może to wyglądać zupełnie inaczej. Ale nasza konkretna i jednostkowa sytuacja zostanie zasypana ziemią i przykryta niepamięcią kolejnych pokoleń. A tych było całe mnóstwo z ich naręczem spraw i codzienności do utraty tchu. Nie znamy nawet ich imion, ale wiemy, że to oni przekazali nam gen. Zapis kodu genetycznego to największy i bezcenny skarb, jaki człowiek dostaje i jakim większość świadomie bardziej, mniej lub w ogóle, dzieli się przekazując go potomnym. Nazywając swoje dziecko naszym skarbem głosimy prawdę objawioną, gdyż dziecko jest naszym genem i w jego życiu płonie nasze życie, więc nie umieramy całkowicie, gdy umieramy.
Kim są Wierciochowie z Krakowa? Jolanta Szymska-Wiercioch rekomenduje siebie jako „nieobliczalną absolwentkę rachunkowości, wampirzycę słowa, dokumentalistkę zysków i strat, kompatybilną żonę”. Symetrycznie Wojciech Wiercioch przedstawia się jako „niewolnik medycyny, smutny satyryk i wesoły bałaganiarz, awaryjny mąż i niekompatybilny ojciec”. Wystarczy?... Owo małżeństwo literatów napisało wspólnie bardzo ciekawą powieść biograficzną, o sławnym prof. Antonim Kępińskim, pt. Psychiatra i demony (Kraków 2019). Natomiast względnie niedawno opracowało (znów na 4 ręce!) opasłą księgę: Anegdoty z czterech stron świata. Właściwie jest to drugie wydanie eleganckiej Księgi anegdot świata (Chorzów 2007), pod redakcją Wojciecha Wierciocha.
Pomysł opowiedzenia o Damaszku jest skazanym z góry na niepowodzenie zuchwalstwem. Utrwalanie, rejestrowanie fenomenu tego miasta to nieporozumienie. Może dlatego, że jest tak bardzo skomplikowane, gęste, wielowarstwowe?
Lądujemy na skraju Pustyni Syryjskiej, u podnóża górskiego pasma Antylibanu.
Aleksander Sotnik urodził się w 1899 roku we wsi Ostrowie na Podlasiu, blisko ówczesnej wschodniej granicy z Prusami jako obywatel i mieszkaniec wielkiego carskiego imperium. W młodości świata nie poznał poza rodzinną wsią i pobliskim miasteczkiem, Dąbrową Białostocką. I nagle los go wysłał daleko, bardzo daleko.
Będąc kierownikiem Wydziału Kultury Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Mogilnie w latach 1959-1969 wielokrotnie przebywałem w Bydgoszczy. I choć moje bezpośrednie spotkania z Andrzejem Szwalbe nie były zbyt częste, każde utrwalało przekonanie o jego znaczących dokonaniach. Tak był też postrzegany poza granicami województwa bydgoskiego. Mój bliższy i artystycznie doniosły kontakt z Andrzejem Szwalbe stał się możliwy dzięki nieoczekiwanemu wydarzeniu w lipcu 1963 r.