- Jolanta Baziak
- O wydawnictwie
To także moja historia - Jolanta Baziak
Daty dziennej nie pamiętam, jednak był to rozsłoneczniony grudniowy dzień, raczej wczesne popołudnie 24 lata temu.
Daty dziennej nie pamiętam, jednak był to rozsłoneczniony grudniowy dzień, raczej wczesne popołudnie 24 lata temu.
Na początku było słowo i bóg było tym słowem. Jednolite połączenie świętości z doskonałością, dźwięku z bytem nieskończonym. W tej symbiozie pojawiła się potencja nazw, zdań, słowników oraz gramatyk, które dla pięknej jedni były zbyt złożone, dla prawdy zbyt skomplikowane, dla dobra zbyt abstrakcyjne.
Był taki czas, kiedy uczniowie jesziwy zadawali panu młodemu, po nocy poślubnej, pytanie: „Znajdujesz” czy „Znalazłeś”? Jeżeli ów odpowiedział „Znajduję”, to pytający bardzo mu współczuli, jeśli zaś odpowiedź brzmiała „Znalazłem” cieszyli się wraz z owym mężczyzną.
Polski czytelnik zna Dziady z jednego tłumaczenia — klasycznego, dziewiętnastowiecznego tłumaczenia Józefa Paszkowskiego. Innych tłumaczeń Polacy nie znają albo nie chcą znać. Może dlatego, że po Paszkowskim nikt Dziadów nie przetłumaczył dobrze?
Okazało się, że wiosną 2021 kwitną nie tylko kwiaty i wirusy. Kraj przypomina wielorękiego, któremu wyrosło aż kilka prawic. Ta najpotężniejsza nie ma szans na rozwój, bo zagipsowała się już jesienią, a świętowanie tego wyczynu powinna corocznie obchodzić 22 października. Natomiast nowe, słabe prawice, mimo niewielkich szans na zdominowanie tej głównej, wiją się jak małe żmijki i w hegemona sikają jadem. Gdy to piszę, trwa walka o wybór takiego Rzecznika Praw Obywatelskich, który „nie byłby wyrazicielem tylko jednego światopoglądu”.
Maciej Porzycki jest poetą i felietonistą. Mieszka i pracuje w Poznaniu. Do roku 2016 wydał sześć tomików poezji. Siódmym jest Analogia, wydana w roku ubiegłym. To zestaw 36 wierszy. To akurat tyle, by czytelnik nie poczuł się znudzony i mógł przyjrzeć się każdemu z osobna. W tym przypadku jest to szczególnie wskazane. Te wiersze są bowiem wyjątkowo hermetyczne. Powiem wprost — szukałem w tej książce choćby jednego, który przypadłby mi do gustu. Moja intuicja podsunęła mi co prawda kilka, ale jest ona zaprawiona w takich bojach.
Na początek jeden z wierszy ze zbiorku – żeby wyjaśnić i uzasadnić podtytuł tych krótkich rozważań oraz aby je usprawiedliwić (pięknem ich przedmiotu zainteresowania):
a przecież
a przecież wszyscy jesteśmy jak ślepcy
w miłości
i daleko nam do wiary
tak wielkiej
jak ziarnko gorczycy
powiedziała mała dziewczynka
do małego chłopca
na uszko
Wchodząc w inny świat chcemy go zrozumieć – tym bardziej, kiedy to jest świat zapisany. Już pierwsze strony książki Jana Hyjki wyraźnie uzmysławiają w jaką wybieramy się podróż. „Klepsydra jaźni” nosi podtytuł „ … armia słabeuszy”. Po kilku słowach lektury wydaje się, że jej treść będzie przewidywalna. Historia pobytu w wojsku w czasach PRL- „zaszczytna służba w LWP” ( Ludowym Wojsku Polskim). To niby zwarta, odrobinę pamiętnikarska opowieść jakich wiele można usłyszeć przy rodzinnym stole podczas wspomnień z czasów, gdy młody człowiek zmuszony był do „pobytu w armii ”.
Kiedy tylko wspomnę Bogusława, jawi się przed moimi oczami spotkanie w opolskim Klubie Związków Twórczych sumujące wyniki konkursu poetyckiego nt. szeroko pojętego regionalizmu. Zwycięzcą był, zdaje się, Jan Goczoł, który przeczytał wiersz o Górze św. Anny z odniesieniami historyczno-patriotycznymi do powstań śląskich, po czym wystąpił uhonorowany drugą nagrodą Żurakowski. Z zestawu liryków, jakie potem weszły do jego drugiego tomu Grudy ziemi (1966, nagrodzonego przez wrocławskie Ugrupowanie 66), najgłębiej emocjonalnie przemówił do mnie Dworzec Wschodni:
Jako cywilizacja straciliśmy moralność. To piękne słowo zaczyna mi przypominać raczej nieistniejącą walutę. Credo dzisiejszego masowego człowieka jest dążenie do tego, by żyć bez podporządkowania się jakiekolwiek etyce. Od młodych słyszałam już o NOWEJ MORALNOŚĆI, która zaczyna napawać mnie lękiem, bo wybrzmiewa jak niemoralny czyn ale nie słyszałam o żadnym ich moralnym kodeksie, więc chyba nie ma czegoś takiego.
1 kwietnia
Rośnie statystyka zakażeń ale przede wszystkim zgonów. Najgorzej w Europie, trzecie miejsce w świecie po Meksyku i Rosji. Fatalna służba zdrowia. Brak zaufania do niej powoduje, że ludzie zarażeni nie zgłaszają się do lekarza, a potem bywa już za późno. Wiem coś o tym, bowiem w grudniu ubiegłego roku o mało co nie straciłbym jedną z najbliższych mi osób. Gdyby nie zdecydowana interwencja u wojewody, który mnie zna i chyba szanuje, to nie wiem jakby się skończyło. Chora na Covid 19 leżała na oddziale ortopedii (sic!) odwodniona, bez kroplówki. W poprzednim szpitalu po operacji woreczka żółciowego została zarażona koronawirusem, a potem – podczas rehabilitacji – jeszcze jakąś paskudną bakterią przewodu pokarmowego. Wymusiłem wcześniejszy wypis.
Alfred Nobel był dla naszej literatury szczodry, co udowodnił wielokrotnie, ostatnio poznając świat z Olgą Tokarczuk. Ale też wielokrotnie zawodził naszych Wielkich Literatów. Pięciokrotnie Marię Dąbrowską, czterokrotnie Jarosława Leona Iwaszkiewicza i Stefana Żeromskiego, że innych nie wspomnę. Dąbrowską „utrącił” recenzent Szwedzkiej Akademii, który uznawał tylko życie za dnia, ślepy był nocą. Łasy na splendory Iwaszkiewicz przyjmując w 1970 roku Międzynarodową Leninowską Nagrodę Pokoju obraził wynalazcę militarnego dynamitu.
Uznany i uhonorowany (różnymi nagrodami) krytyk literacki, historyk literatury, profesor polonistyki UJ, redaktor krakowskich ARCANÓW, Maciej Urbanowski, ma już w swym dorobku kilka książek o literaturze współczesnej (np. „Dezerterzy i żołnierze”, „Oczyszczenie”, „Romans z Polską”). Całkiem niedawno opublikował kolejną – pt. „Paralele, korespondencje, dedykacje w literaturze polskiej XX i XXI wieku”. Tytuł dosyć intrygujący, ale jeszcze przed otwarciem książki przeczuwałem, że jej bohaterami będą m. in. Andrzej Bobkowski, Tomasz Burek, Zbigniew Herbert, Gustaw Herling-Grudziński, Janusz Krasiński, Jarosław M. Rymkiewicz, Marek Nowakowski czy Wojciech Wencel.
Taką hierarchią przedmiotów zainteresowania można skwitować publicystykę wspomnieniową Jana Rulewskiego Wysoka temperatura. Od wolności do wolności 1980-1990. Dominuje ja bardzo egotyczne, lecz nie egoistyczne, gdyż zauważające innych, nawet ich szanujące i oddające im sprawiedliwość, choć ustawicznie z nimi polemizujące, aby ostatecznie różnymi argumentami i zagadaniem, zmęczeniem wręcz, wypłynąć na wierzch, sobą postawić kropkę nad i. Nie jest to jednak subiektywizm zniekształcający fakty i prawdę historyczną, gdyż J. Rulewski jako inżynier bazuje na realności, nadbudowując tylko na niej, nowe konstrukcje, jako kreator, a był przecież w Zakładach Rowerowych „Predom-Romet” w Bydgoszczy skąd się wziął, znakomitym racjonalizatorem a nawet wynalazcą.
„Czy wie Pani, że Zuzanna, kiedy była uczennicą w Równem, przed każdymi świętami Bożego Narodzenia ozdabiała wystawę sklepu swojej babki jako anioł? Klęczała w białej sukience, ze skrzydłami, srebrną przepaską na czole, a może złotą, i w białych pantofelkach [.. .].Klęczała nieraz bardzo długo”.
(list Kazimierza Brandysa do Izoldy Kiec, Paryż, 30listopada 1989)
Kazimierz Grochmalski to twórca eksperymentalnego Teatru MAYA (w latach 1976-1998 zrealizował 16 premier według własnych scenariuszy). Ostatnio wydał dwa tomy poezji: „Teatr, którego nie było” (2016) oraz „Traktat o marionetkach” (2018). Autor własnej metody teatralnej nazwanej „kompozycją komediową”, którą prezentował na kilkunastu uniwersytetach całego świata. Twórca legendarnego teatru, konkurującego z „Teatrem Ósmego Dnia” Lecha Raczaka. Po latach pracy w biznesie (między innymi współkreacja sieci sklepów „Żabka” na zlecenie „Elektromisu”) Kazimierz Grochmalski wraca w objęcia muz dwoma tomami poezji i ostatnio wydanym zbiorem 14 utworów prozatorskich pt. „Uśmiech”.