Ewa Klajman-Gomolińska - Tak mi pusto, Panie

0 Dislike0
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Życie każdego człowieka jest samotnią w wielkim świecie pełnym samotnych ludzi, rzadko z wyboru, najczęściej z konieczności. Istota ludzka rodzi się do życia w stadzie, ale w mniejszym lub większym stopniu człowiek zawsze jest sam. Egzystencjalizm, jak bardzo byśmy mu się nie przeciwstawiali, do tego się sprowadza. Przedmiotem badań tej filozofii są indywidualne losy jednostki ludzkiej „skazanej na wolność" z ciągłą świadomością nieuchronności przemijania jako źródła pesymizmu oraz poczuciem odpowiedzialności za swój każdy ruch, co stwarza poczucie „lęku i beznadziei istnienia". Istnieje wersja teistyczna i ateistyczna egzystencjalizmu.

Jerzy Suchanek podczas wrześniowych „Haustów poetyckich" w Kutnie 2007 r. powiedział w udzielonym wywiadzie Grażynie Baranowskiej „Samotność staje się, czy może; okazuje, nieprzekraczalna, gdy człowiek pozbywa się Boga. (...) Pozbywamy się Boga, gdy rezygnujemy z przeżywania Go w sobie, uzewnętrzniamy Go, a w Jego percepcji ograniczamy się do przestrzegania formalnego rytuału, nie podejmujemy ani emocjonalnego, ani intelektualnego wysiłku bezpośredniego bycia z Bogiem". Mimowolnie przesuwam te słowa na słynny apel Jana Pawła II wygłoszony podczas Liturgii Słowa w Gorzowie Wielkopolskim 02.06.1997r. „Wymagajcie od siebie, choćby inni nawet od was nie wymagali". To nasz Papież Karol mówił też o powołaniu człowieka do istnienia w komunii osób na podobieństwo Boga, o męczennikach jako szczególnych świadkach Najwyższego i wielkiej miłości dojrzewającej w modlitwie. „ Miłość zawsze kojarzy się z sercem, Apostoł skojarzył ją właśnie z tym Sercem, które na Golgocie zostało przebite włócznią setnika. W Nim objawiła się do końca miłość, którą Ojciec umiłował świat." Homilia Jana Pawła II wygłoszona podczas Mszy św. w Zakopanem 06.06.1997 roku. Zarówno rozpętlanie człowieka z jego wewnętrznej samotności jak i wyciąganie ramion do Nieba łączy się, mimo naszych wszystkich buntów, z miłością bez której nie ma nic i z którą jest wszystko. Biblijny Adam żył w raju i miał wszystko, i nie brak było mu niczego, i był zbawiony za życia, a jednak doświadczał samotności i odczuwał głód relacji z innym bytem. Najsilniejszy ponad wszystko okazał się dla człowieka głód miłości. Jerzy Suchanek mówi, że kobieta dla mężczyzny jest bądź pozostaje obietnicą, obietnicą na zespolenie całkowite; psychiczne, duchowe i fizyczne i w tej uzyskanej jedni żyje jedyna nadzieja na dotknięcie przez Boga. Jakby tego nie nazwać i jak długo się nie zastanawiać, to kobieta jest dla każdego mężczyzny progiem do wyjścia z pierwotnej samotności. Dlatego tak ważna, ba, najważniejsza nawet jest tzw. druga połowa. Zespolenie psychiczne i fizyczne, stworzenie jedni z siebie nawzajem daje poczucie bezpieczeństwa i niweluje poczucie osamotnienia. Może go nawet całkowicie zlikwidować, jeśli dojdzie do przeniknięcia z płynami ogólnoustrojowymi również dusz. Bezustanna walka o spełnienie i wypełnienie sobą jest taka sama od wieków, i mimo całkowitej zmiany przestrzeni, w jakiej żyje człowiek, miłość kobiety i mężczyzny wznosi się ponad wszystko. Żadna inna miłość; rodzicielska, braterska, przyjacielska; nie jest w stanie tego zastąpić, bo nie może spełnić się na wszystkich wymaganych i oczekiwanych przez człowieka poziomach. Jerzy Suchanek nazywa to obietnicą. Kobieta jest dla mężczyzny obietnicą i odwrotnie, czy spełnioną? Jeśli tak będzie człowiek osiągnie najwyższy stan szczęścia, a jeśli nie to jego samotność rozepnie się do najodleglejszych punktów i stanie się studnią, z której nie ma już wyjścia i można się w niej jedynie utopić. Taki stan nie potrzebuje wyszukanej nomenklatury, wystarczy go nazwać jak Suchanek jeden ze swoich tomów, czyli „Pusto".

„Bębny" i „Pusto" to dwa tomy poetyckie Jerzego Suchanka wydane w 2007 roku, które moim zdaniem, powinny ukazać się jako jeden obszerny tom bądź ewentualnie funkcjonować jako „Bębny" t.1 i „Bębny. Pusto"t.2. „Pusto" bowiem jest odpowiedzią na obietnicę jaką bębnią „Bębny". „Bębny" są krzykiem podmiotu lirycznego, wrzaskiem jego gardła, gardła Soły i otoczaków, jedynych tak naprawdę i wiernych przyjaciół męskiego ja wszystkich zawartych wierszy. Poeta rozłożystą frazą z bogatą polszczyzną, strumieniem poetyckiej świadomości zalewa czytelnika swoimi skrajnymi emocjami, wątpliwościami i pytaniami. Sięga swymi utworami w głąb siebie, pewnie wychodząc z założenia, że każdy z nas ma w swoim wnętrzu wszystkie prawdy. I nie trzeba uczonych ksiąg ani dalekich podróży, by odkryć siebie, bo tak naprawdę jest to najważniejsze odkrycie w życiu. Wystarczy zajrzeć w siebie, wsłuchać się w siebie i tam wszystko będzie; nasze dzieciństwo, nasze rozmowy z Bogiem, suma wydarzeń, zmarli widziani już inaczej, z innej perspektywy, życiowi partnerzy, też widziani już inaczej bo „byli", czyli w sensie naszych partnerów też zmarli, tyle że w sensie duchowym. Człowiek jest ograniczeniem sam dla siebie i jeżeli wyjdzie poza te ograniczenia, i pozwoli sobie na autentyczną szczerość wobec siebie może dokonać zaskakujących dla siebie samego odkryć. Cała metafizyka jest niczym innym jak przekraczaniem samego siebie. W „Bębnach" dojrzałe męskie ja poetyckie raz jest małym chłopcem a raz dojrzałym kochankiem, zawsze uwikłany w jakiś ból, który próbuje przełknąć w gorzkim tonie i do własnej matki, i nawet do Boga. Kiedy ta gorączka przestaje bębnić w skroniach pusto się staje. Pusto nie zawsze oznacza to samo, bo pusto to nic się nie dzieje, pusto to samotność, pusto to także pozbycie się garbu, pusto daje nadzieję na wypełnienie, pusto następuje po naszych wojnach. Odwieczne pytania człowieka odwiecznie pozostały bez odpowiedzi, a próba zdobycia świata nikomu się nie udała. Deszcz dźwięków „Bębnów" czy ascetyczne i tajemnicze „Pusto" otworzy w czytelniku głębsze pokłady transcendencji to już kwestia wrażliwości percepcji, ale obie te książki są dążeniem jednostki do wyzwolenia poprzez artykułowanie swoich obsesji, które są tak naprawdę obsesją zbiorowości. Bo im więcej ludzi nas otacza, tym ostrzej widoczna jest odrębność do zachowania niedostępności z zaznaczoną tajemnicą owej wstydliwej chronicznej samotności, a przecież już Juliusz Słowacki zatytułował jeden ze swych wierszy „Kiedy się w niebie gdzie zejdziemy sami...". Pokrzepiająca wydaje się nauka wypływająca z filozofii Maxa Schelera dotycząca stosowania obiektywnej hierarchii wartości „Jeśli wiemy, co jest dobre i co lepsze, to wiemy też, jak należy postępować, jedno z drugiego wynika". Wiedzieć to jedno, ale przecież sam wielki Fiodor Dostojewski uważał, że nie ma większego piekła dla człowieka ponad niemożność kochania. I można przeczytać o sztuce miłości wszystko dziesięć razy Ericha Fromma, by skończyć pytaniem Jerzego Suchanka „Po co to wszystko, jeśli nie urodzimy się jeszcze raz, żeby całym życiem wypełnić cienie w uścisku, w wybuchu?" (z wiersza „Cienie", „Bębny"). Mistrz Suchanka to Blaise Cendrars, który na własne życzenie nazwał się człowiekiem rodzącym się z żaru i popiołów (blaise i cendres) – z posłowia Kazimierza Brakonieckiego, autora przekładu na język polski poezji B. Cendrarsa, do tomu „Wiersze" Olsztyn 2002. Autor „Bębnów" oddaje swą twórczością hołd autorowi „Wielkanocy w Nowym Jorku", podobnie jak Cendrars autorowi „Strefy" – „Cios podnosi/ Francję / Paryż / Całe pokolenie / Zwracam się do poetów którzy byli obecni / Przyjaciele / Apollinaire nie jest martwy / Szliście za pustym karawanem / Apollinaire jest magiem" („W hołdzie Guillaume Apollinaire'owi"). Jerzy Suchanek, jak zaznacza w przywołanym już wywiadzie, ma nadzieję, że stąpa sam po swojej drodze poetyckiej, ale na tej drodze potrzebne są mu światełka wielkich, jakimi są ekspresjoniści. Blaise Cendrars (przedstawiciel pierwszej francuskiej awangardy) o temacie tu podjętym mówił „Jakie jest Miłości imię mojej miłości?/ Wchodzę widzę umywalkę szpilkę/ Do włosów zapomnianą w kącie / Albo na marmurze / Kominka albo leżącą / W szczelinie parkietu / Za komodą / Ale jej imię Miłości jakie jest imię mojej miłości / W lustrze?" („ Hotel des Estrangers" Paryż, 1917). Skąd się bierze ta ludzka niemoc na miłość, dlaczego wciąż żywe są słowa Martina Heideggera „Nauczyliśmy się wiele, ale miłości się nie nauczyliśmy"? Jest to tym bardziej dziwne, bo nawet z punktu widzenia teologicznego człowiek w swej jedności duszy i ciała jest od samego początku istnienia zdefiniowany przez i poprzez relację z płcią przeciwną. Zresztą ten wymiar teologiczny płciowości człowieka najbliżej złączył z wymiarem antropologicznym tegoż największy autorytet naszych czasów Jan Paweł II.

Może zbyt przesadnie idealizujemy miłość i nie możemy później przenieść jej na twardy grunt rzeczywistości? Edward Abramowski uważał, że nasza podświadomość jest źródłem piękna, twórczości i przeżycia estetycznego. Z „sądu estetycznego" wynika, że przyznajemy we wspomnieniach więcej piękna, nastroju i uroku niż podczas percepcji (Jan Kaczyński „Myśl estetyczna Edwarda Abramowskiego" Olsztyn 1988). Jeśli połączyć to z chemicznymi zmianami zachodzącymi w mózgu w fazie zakochania oraz z poglądami Baudelaire'a, że jedyną rozkoszą miłości jest wyrządzanie zła otrzymamy odpowiedź, skąd bierze się nasz lęk pierwotny przed oddaniem całkowitym siebie drugiej osobie, który nazywamy rezygnacją z wolności własnej, a w klatce której nie znajdujemy szczęścia i w rezultacie wolność tą zwiemy samotnością. „Nie dzwonię. / Nie odbieram. / Pusto. / Pukam. / Pusto. / Nie odpukuje." („Pusto w dzień" z „Pusto"). Filozofii Jerzego Suchanka najbliższy jest moim zdaniem ideoegzystencjalizm zwłaszcza z uwagi na wierność wobec własnego ego, literackiego ego, treści ponad, nad i formę, a metafizyki ponad, nad i treść. Tymon Zaborowski powiedział, że „Miłość dają skrzydła niesłusznie poeci", gdyby tak uznać, podobnie rzecz by się miała z cierpieniem „Nie bluźń, żem zranił Cię, lub jeszcze ranię, / Bom Ci ustąpił na mil sześć tysięcy; / I pochowałem łzy me, w Oceanie, / Na pereł więcej!..." Cyprian Kamil Norwid „Trzy strofki".

Nasze przeżycia, blizny, obsesje i lęki stanowią o naszej ludzkości. Poeci mają dar utrwalenia słowem tego, co płynie bądź sączy się w każdym. Już sam Arystoteles przecież mówił o kosmicznej sile miłości, a kosmos to chyba dla nas wszystko, co postrzegamy i postrzec zdołamy, do czego najdalej odwołać się i sięgnąć zdołamy. To chyba tyle..."Że wzięła w siebie dwa nasze obrazy / I przybliżyła łącząc je rękoma, / Chociaż nas tylko łączyły wyrazy" Juliusz Słowacki „W Szwajcarii".

Wydawca: Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - akant.org
We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.