Anna Kapusta - Kosmos nie znosi próżni, czyli partner (biznesowy)...

0 Dislike0
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

[ostatnia część]

W latach 2014-2017 – równolegle do sektora publicznego, czyli publicznych, krakowskich instytucji kultury – produkt warsztatów tekstoterapeutycznych testowałam w sektorze prywatnym. Stosowałam w obu tych sektorach tę samą strategię ofertową. Ku mojemu zaskoczeniu, po odrzuceniu proponowanej innowacji w zakresie usług tekstoterapeutycznych przez instytucje kultury, prywatni partnerzy biznesowi byli otwarci na projektowany przeze mnie proces. Przede wszystkim doceniali oni zasoby merytoryczne projektu, w tym opublikowaną przeze mnie książkę biblioterapeutyczną, dedykowaną psychoterapii i rozwojowi osobistemu kobiet w procesie zmiany biograficznej, przygotowaną i opublikowaną z funduszu Stypendium Edukacyjnego Miasta Krakowa w 2011 roku.

Mowa tu o publikacji książkowej pod tytułem Listy do skały[1], która to książka wyróżniona została rekomendacją renomowanego Stowarzyszenia Nowej Psychologii w Krakowie[2]. Te fakty merytoryczne oraz szereg innych, moich formalnych kwalifikacji w zakresie biblioterapii i rozwoju osobistego, które budowałam już od 2010 roku oraz kolejne, przeprowadzone warsztaty i rekomendacje po nich uzyskane, stawały się furtkami do satysfakcjonującego przyjmowania przez partnerów biznesowych mojej oferty warsztatowej, mimo że do dnia dzisiejszego nie założyłam własnej działalności gospodarczej i zawsze występuję w każdym postępowaniu ofertowym jako partner zewnętrzny, wymagający przygotowania specjalnej umowy o dzieło obejmującej: ochronę i prawo do audytu praw własności intelektualnej, ochronę marki osobistej, szacunek dla moich praw autorskich i tajemnicy marketingowej produktu (poufne scenariusze warsztatów) oraz wsparcie partnera w obszarze ewentualnej, nieuczciwej konkurencji. Wszystkie te wartości respektowane są przez moich, kolejnych partnerów biznesowych, a ja sama jestem polecana jako zadowalająca marka osobista - następnym firmom, kończącym każdy proces warsztatowy udzieleniem mi pisemnych referencji. W instytucjach publicznych, charakteryzowanych uprzednio, nigdy nie doświadczyłam tak przyjaznej i wspierającej mnie kultury pracy i nawet w sytuacjach przeprowadzenia warsztatów bez honorarium - niemalże za każdym razem - zmuszona byłam żebrać o udzielenie mi listu referencyjnego przez dyrekcje. W jednym, spektakularnym przypadku dyrektor muzeum przysłał mi (po kilku miesiącach moich „maili przypominających”) list referencyjny niezawierający mojego imienia i nazwiska (Sic!). W tym kontekście doświadczeń - prywatne firmy, w których prowadziłam warsztaty dla pracowników i ich rodzin, okazały się idealnym protektorem moich działań. Jedna z tych firm, po zakończonych warsztatach, zaproponowała mi korzystną - z poszanowaniem pełni praw autorskich - umowę sponsoringową, dzięki której powstała moja autorsko-redaktorska seria wydawnicza, zatytułowana Tekstoterapia i dotychczas ukazały się trzy jej tomy, a kolejne trzy są już w przygotowaniu wydawniczym[3]. Krokiem milowym w rozwoju implementacji mojej usługi warsztatowej stało się przyjęcie mojej oferty autorskiej, dotyczącej pisania tekstów publicystycznych promujących ideę tekstoterapii kulturowej i warsztatów tekstoterapeutycznych, w autorskim portalu Olgi Kozierowskiej Sukces Pisany Szminką[4]. Teksty te należą dziś do najchętniej czytanych w Portalu i – w konsekwencji tej formy promocji usługi tekstoterapeutycznej - zapytania o możliwość zakupu moich warsztatów tekstoterapeutycznych pojawiają się obecnie już bez składania ofert partnerom biznesowym. Jak widać: na podstawie tychże dowodów empirycznych, społeczny kosmos zapotrzebowania na usługi warsztatowe tego typu nie znosi próżni tłamszenia ich rozwoju przez publiczne, finansowane z pieniędzy podatników, instytucje kultury i proponując wysokojakościowy produkt, znalazłam jego biznesowego protektora. Dzięki tej, nadal nieujętej w ramy własnej firmy, działalności konsekwentnie buduję bazę doświadczeń merytorycznych i poszerzam ofertę usług tekstoterapeutycznych, ostatnio projektując scenariusze warsztatów w odpowiedzi na konkretne problemy występujące w danej organizacji. W obecnej sytuacji indywidualnej nie jestem wręcz w stanie pozytywnie odpowiedzieć na wszystkie oferty zakupu mojej usługi, ze względu na ograniczenia czasowe i – kluczowe dla mojej marki osobistej - trzymanie się przeze mnie zasad wysokiej jakości usługi, połączonej z konsultacją psychoterapeutyczną i superwizją. Idea i praktyka tekstoterapii kulturowej będzie się zatem rozwijać, gdyż środki finansowe, które obecnie uzyskuję pozwalają mi na odpowiedzialne planowanie usługi warsztatowej w oparciu o coraz nowsze kwalifikacje merytoryczne i organizacyjne. Zgłaszają się też do mnie sami sponsorzy zainteresowani finansowaniem serii wydawniczej Tekstoterapia, w ramach formalnej umowy sponsoringowej. Dzięki tym dowodom na przydatność usługi – jako innowatorka - zyskuję silną motywację osobistą i finansową. W roku 2017 zaprzestałam całkowicie składania ofert warsztatowych jakimkolwiek publicznym, krakowskim instytucjom kultury, przyjmując  definitywnie do wiadomości porażkę mojego projektu instytucjonalizacji tekstoterapii kulturowej w instytucjach kultury w Krakowie, opartą na dwu filarach dowodów empirycznych: 1. fakcie braku elementarnego szacunku dla mnie i mojej pracy oraz 2. regule instytucjonalnego wymuszania  nieodpłatności pracy warsztatowej - argumentem, iż - „nie ma i nie będzie pieniędzy na warsztaty”.

 

VII. Rekomendacja antropologiczna. Glosa o polskim autokolonializmie instytucji kultury

 

Andrzej Leder, hermeneuta problemów folwarczno-pańszczyźnianych reperkusji we współczesnych dylematach polskiej sfery publicznej i jej relacji instytucjonalnych, stawia taką tezę:

 

W wymiarze społecznym i ekonomicznym rola owych trzydziestu lat PRL jawi się jako jeszcze bardziej paradoksalna. Jeżeli bowiem myślimy o społeczeństwie agrarnym, skostniałym, opartym na bezpiecznej hierarchii i „dziedziczonym” podziale ról oraz gorączkowym, płynnym, opartym na rywalizacji wszystkich ze wszystkimi społeczeństwie wielkomiejskiego kapitalizmu, to „późniejszy” PRL jawi się jako strefa przejściowa. Swoisty inkubator, w którym nie panowało już „przedłużone średniowiecze” wschodnioeuropejskiej wsi, ale jeszcze nie dominowała „płynna nowoczesność” świata zachodniego.

 

W tej „strefie przejścia” wielkie zakłady pracy, jak dawniej folwarki, tworzyły ogromne, w dużym stopniu samodzielne jednostki gospodarowania, rządzone patriarchalnie przez dyrektorów i sekretarzy – tych nowo osadzonych „możnych”. Arbitralnie rozdawali oni przywileje potulnym, a opornych wyrzucali na margines społeczny. Robotnicy, całkowicie pozbawieni jakiegokolwiek wpływu na świat społeczny, ale też zwolnieni z odpowiedzialności, w swoim obywatelskim statusie niewiele różnili się od bezrolnych wyrobników wiejskich – skądinąd warstwy, z której najczęściej się wywodzili i od której nie różnili się specjalnie mentalnością. Najpewniejszym zabezpieczeniem pozycji społecznej były więzy osobiste, czy to oparte na lojalności nowych elit – aparatu partyjnego i bezpieczeństwa – czy też na odwiecznych więzach rodzinnych i towarzyskich.[5]

 

Andrzej Leder pisze o zjawisku funkcjonowania „folwarku industrialnego” w polskich problemach demokracji i zarządzania instytucjami, ja sama zaś w latach 2014-2017 doświadczałam niejako jego odpowiednika, któremu nadać pragnę - smutne dla moich obserwacji uczestniczących i nieformalnych, socjologicznych badań jakościowych – miano folwarku publicznych instytucji kultury. Ponieważ, zgodnie z diagnozą Ledera, z dyrekcjami i pracownikami tychże instytucji, nie posiadałam „odwiecznych więzi rodzinnych i towarzyskich”, to w procesie próby instytucjonalizacji warsztatów tekstoterapeutycznych na nic zdały się moje najwyższe, polskie wyróżnienia dla młodych badaczy (stypendia: Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Królewskiego Miasta Krakowa, Uniwersytetu Jagiellońskiego i kilka innych, pomniejszych protektorów). Nie miała też znaczenia obszerna lista publikacji naukowych i certyfikatów szczegółowych, potwierdzających moje kompetencje merytoryczne w obszarze proponowanej innowacji. Nikogo (z dyrekcji tychże instytucji) nie przekonały także dowody słuszności - zapotrzebowania na proponowaną usługę kulturalną w postaci referencji od uczestników moich warsztatów. Zwyciężył polski autokolonializm lokalny, polegający na blokowaniu instytucjonalnym propagowanej przeze mnie kultury eksperymentu i rozwoju poprzez testowanie nowych jakości kulturotwórczych. W tym samym czasie, kiedy blokowano moje warsztaty, w regule pańszczyźniano-kolonialnej imitacji, przez instytucje tamte przetaczały się fale wtórnych wydarzeń, skopiowanych żywcem z przebrzmiałych już, ale „zagranicznych” sloganów o „czytaniach performatywnych” i „spektaklach performatywnych” jako diagnozie „kultury w ogóle”. Następowała, powtarzająca błędy ideologów tego typu praktyk kulturowych, dewastacja polskiego dorobku muzeologicznego, niszcząca dla dziedzictwa lokalnego poprzez mylenie kulturotwórczych ról muzeów z funkcjami animacyjnymi domów kultury. Folwarczne relacje instytucjonalne, których doświadczałam, budowane były głównie na nieuzasadnionym poczuciu własności typu dyrektor instytucji publicznej = właściciel instytucji publicznej. W tej optyce władzy, tak znakomicie uchwyconej przez Andrzeja Ledera, zewnętrzny innowator, a w takiej roli występowałam proponując swoją ofertę, jest groźnym „obcym”, o którym „dyrektor” często roi sobie, że wkrótce zabierze mu (nominacyjną) funkcję dyrektorską, a „pracownik”, że „obcy” pozbawi go być może posady („szuka w instytucji pracy, skoro swą ofertę instytucji proponuje”). Ów „obcy” zatem staje się toksycznym odpadem do instytucjonalnego wydalenia, „tak szybko” - jak to tylko możliwe i tak „po cichu” - jak tylko się uda. Stąd i chociażby metodyczny brak promocji marki osobistej w przypadku podobnych mnie „obcych”. W folwarcznych więzach instytucji, których doświadczałam – dla ich etatowych funkcjonariuszy - bardzo „groźne” były też moje szczegółowe, rozbudowane i systematycznie poszerzane kwalifikacje merytoryczne, które – bywało – w zestawieniu z kwalifikacjami odrzucających moje oferty lub blokujących ich promocje, wypadały barwnie i zdecydowanie kontrastywnie. Zdarzyło mi się też, że to „muzeum” (a nie ja) było podpisywane jako „autor” scenariusza wystawy i że nagroda państwowa, którą owa wystawa otrzymała, została odebrana przez dyrektora tej instytucji bez poinformowania mnie o wyróżnieniu dla mojej, autorskiej pracy (dowiedziałam się o tym fakcie z mediów). W folwarkach publicznych instytucji kultury, jakby to nazwał Leder, zaobserwowałam bezpośrednio i wyodrębniłam dwie strategie instytucjonalnego pozbywania się „obcych”, bo zewnętrznych innowatorów. Są to: 1. blokada finansowania usługi (warsztatowej) lub finansowanie jej w stawce niepokrywającej kosztów przygotowania produktu, 2. blokada promocji produktu, jeśli (warsztat) zaistniał w instytucji. Oprócz tego zdarzały się też – niekiedy trudne do udowodnienia w usługach warsztatowych – sytuacje plagiatów idei i technik warsztatowych, z drobnymi modyfikacjami ich nazw i inne oznaki braku kultury szacunku do autorstwa, z którymi boryka się zresztą wielu twórców w Polsce. Sytuacje te de facto eliminowały proponowaną innowację z instytucji kultury ze względu na jej całkowitą deficytowość finansową, gigantyczny dyskomfort psychiczny braku szacunku dla innowatora i jego pracy oraz – mówiąc wprost – dotkliwą stratę czasu. Z opisu tego, empirycznego w swej genezie, a publicystycznego w swym wydźwięku, wynika jedna, zasadnicza rekomendacja antropologiczna: koniecznym jest w Polsce zaprzestanie praktyki obsadzania stanowisk dyrektorskich w publicznych instytucjach kultury osobami z nominacji politycznych (formalnych lub nieformalnych). Od tego rozpocząć by należało przebudowę kultury organizacji instytucji kultury. Raz jeszcze, odwołując się tu do prac Andrzeja Ledera, trzeba by stwierdzić, że dopóki odpowiedzialność za obsady funkcji kierowniczych (a wraz z nimi pracowniczych, bo – jak pokazuje praktyka społeczna – dyrekcje pozorują często konkursy merytoryczne, aby zatrudnić w zespole „swoich ludzi”) nie będzie budowana na zasadach merytokracji, dopóty żadna zmiana społeczna w zakresie optymalizacji zarządzania jakością w publicznych instytucjach kultury nie nastąpi. W moim projekcie instytucjonalizacji tekstoterapii kulturowej - w sektorze publicznym - poniosłam całkowitą porażkę i wdrożenie tej usługi nie nastąpiło, pomimo jej wysokiej jakości merytorycznej i satysfakcji jej odbiorców. Ci sami odbiorcy za tę samą usługę płacą obecnie „prywatnie”, z domowych budżetów lub korzystają z niej w ramach funduszy rozwoju pracowników, wyasygnowanych przez ich niepaństwowych pracodawców. Wszyscy zaś - i ja, i oni - wspólnie w Polsce płacimy podatki, z których utrzymują się publiczne instytucje kultury w Polsce i którym, jak pokazało moje doświadczenie, wolno tak wiele, jak wiele zechce ich kadra zarządzająca i podlegli jej pracownicy. Jako czynna socjolożka i badaczka społeczna, nie widzę tu strukturalnej możliwości zmiany społecznej w tym zakresie, gdyż najpierw, zanim „będziemy uczyć społeczeństwo polskie” wartości kultury proinnowacyjnej, należałoby to samo społeczeństwo nauczyć, czym są publiczne pieniądze. I to tutaj trajkocze mechanizm błędnego koła, wspierany obecnie regułami wolnego rynku. Ten, kogo stać na zakup usług rozwojowych, do których zaliczam praktyki tekstoterapeutyczne, znajdzie do nich dostęp. A instytucje kultury grać będą sobie regułami folwarku, wraz z jego zasadami folwarczno-pańszczyźnianych zobowiązań i przywilejów.

 

 



[1] Zob. A. Kapusta, Listy do skały, Wydawnictwo i Drukarnia Towarzystwa Słowaków w Polsce, Kraków 2011.

[3]  Zob. M. Jazowski, K. Piszczkiewicz, A. Kapusta, Staruszki Znalezione, Tesktoterapia, T. 1., Wydawnictwo i Drukarnia Towarzystwa Słowaków w Polsce, Kraków 2016., Finansowanie: M. i J. Koskowie; J. Belzyt, A. Kapusta, Odpuszczenia,  Tesktoterapia, T. 2., Wydawnictwo i Drukarnia Towarzystwa Słowaków w Polsce, Kraków 2016., Finansowanie: M. i J. Koskowie; A. Kapusta, Szczęśliwa Żabka, Tekstoterapia, T. 3., Wydawnictwo Polihymnia, Lublin 2017.

[4] Zob. A. Kapusta [wybór tekstów opublikowanych on line w portalu Sukces Pisany Szminką], [dok. elektr.] https://sukcespisanyszminka.pl/?s=Anna+Kapusta+ [odczyt: 03.04. 2018., godz. 13.13.]

[5] A. Leder, Folwark industrialny, [w:] Tegoż, Prześniona rewolucja. Ćwiczenie z logiki historycznej, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2014, s. 192-193.

 

Tags:
Wydawca: Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - akant.org
We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.