WYZNANIE
Ja panią kocham, burząc się
I w nieszczęśliwym tym obłędzie,
U pani stóp to wyznać chcę,
Choć próżny trud i wstyd to będzie.
To nie wypada. W moim wieku
Według rozumu czas już żyć;
Poznałem jednak, czym w człowieku,
Miłości ból potrafi być.
Bez pani – pustka niewesoła;
Przy pani – też smutno i źle.
I choć sił brak, ja pragnę wołać:
Aniele, jak ja kocham cię!
Gdy w pani pokoju gościnnym,
Słyszę szmer sukni, lekki krok
I głos tak dziewczęco niewinny,
To ćmi się rozum mój i wzrok.
W uśmiechu szukam pocieszenia,
Smuci mnie obojętny gest;
Nagrodą za ten dzień cierpienia,
Dotknięcie białej dłoni jest.
Gdy pani z głębokim skupieniem
Pochyla się nad haftem swym,
Wtedy ja, milcząc, z rozczuleniem
Jak dziecko się raduję tym!...
Czy me nieszczęście wyznać teraz,
Żal, zazdrosnego smutku cień,
Gdy pani właśnie się wybiera
Gdzieś, na przechadzkę w słotny dzień.
Te łzy samotnie wylewane,
W zakątku wdowim, już nie raz,
I te wyjazdy niespodziane,
I ten fortepian w zmierzchu czas…
Alino! Pragnę twej litości,
O miłość nie śmiem błagać ja.
Aniele, sprawia grzeszność ma,
Że wart nie jestem twej miłości.
Pani! Pozorów choćby ślad
Wyrazić chciej swymi oczami.
Tak przecież łatwo mnie omamić…
Sam siebie oszukuję rad!
1826