Archiwum

Anna Charko - Gruzja III

0 Dislike0
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Moja Gruzja a w niej rodacy

Losy Polaków i Gruzinów ściśle łączą się ze sobą , przeplatają, krzyżują , jak osnowa i wątek tworząc obraz na pól tnie historii malowany. Masowy napływ Polaków na Kaukaz związany był z represjami politycznymi. Pierwsza fala zesłańców na tzw. „ciepłą Syberię" dotarła już w 1794 roku. Byli to uczestnicy powstania kościuszkowskiego. Następną falę zasilili polscy jeńcy z wojsk napoleońskich, których liczbę w zależności od źródeł, określa się na kilka do kilkunastu tysięcy. Większość z nich powróciła do Polski po manifeście Aleksandra I.

Szczególnie liczny napływ Polaków nastąpił po upadku powstania listopadowego a następnie po stłumieniu powstania styczniowego. Zesłańcy przybywali w te rejony również w okresach między powstaniami, po spisku Szymona Konarskiego i Piotra Ściegien .Oprócz polskich żołnierzy-zesłańców, od lat 30-tych i 40-tych XIX w. do Gruzji przybywali dobrowolnie emigranci, przedstawiciele różnych zawodów: lekarze, nauczyciele, urzędnicy, kupcy i ludzie interesu. W połowie XIX w. w samym Tbilisi mieszkało 900 Polaków, większymi skupiskami naszych rodaków były również Kutaisi, Gori, Telawi, Batumi i Signahi. Ostatnia fala Polaków przybyła na Kaukaz na przełomie XIX i XX w. w okresie rozkwitu gospodarki rosyjskiej, w celach zarobkowych, i byli to w przeważającej mierze fachowcy: inżynierowie, nauczyciele, muzycy, malarze a nawet akuszerki. Polacy pozostawili wiele śladów swojej działalności w tym regionie, również w samej Gruzji. I tak, np.: naczelnym inżynierem budowy najdłuższego tunelu na Kaukazie - Suramskiego - był Ferdynand Rydziewski, założycielem znanego rezerwatu w Kacheti (Wschodnia Gruzja) biolog Ludwik Młokosiewicz. Należy wspomnieć, że Ludwik Młokosiewicz to przede wszystkim botanik, prowadzacy badania przyrody północno-wschodniej Gruzji i założyciel rezerwatu przyrody w Lagodechi. Był pionierem wprowadzania do gospodarki wschodniej Gruzji nowych upraw. Wniósł Duzy wkład w rozwój kaukaskiego jedwabnictwa i pszczelarstwa. Jednym z pierwszych profesorów tbiliskiego Konserwatorium był  Lucjan Truszkowski. Nie sposób wymienić wszystkich zasłużonych dla rozwoju tego regionu. Polacy kupowali nieruchomości, często przejmowali gruzińskie tradycje i wiązali swoje dalsze losy z tym krajem. Przed wybuchem I wojny światowej, na terenie obecnej Gruzji mieszkało ok. 8-9 tyś. Polaków, w większości (ok. 5 tyś.) w Tbilisi, ponadto w Kutaisi, Achalcyche i Suchumi. Przekrój tej grupy społecznej był niezwykle zróżnicowany. Obok znakomicie wykształconych, byli i tacy, którzy nie potrafili czytać i pisać. W Tbilisi, Polacy skupieni byli wokół kościoła katolickiego, wybudowanego w latach 70-tych XIX w., funkcjonującego nota bene po dziś dzień, i którego proboszczem jest polski ksiądz. Pierwsza organizacja polonijna - „Dom Polski" powstała w 1907 roku, a po rewolucji lutowej w 1917, kilka następnych. Zaczęto wydawać w języku polskim czasopismo „Tygodnik Polski". W wyniku repatriacji w latach 1918-1924, większość ludności polskiej opuściła Południowy Kaukaz. Według oficjalnych danych, w 1926 roku w Gruzji pozostało 3159 Polaków, przy czym, z pewnością nie jest to liczba precyzyjna, ponieważ ówczesne władze, wielu Polakom przypisały narodowość ukraińską lub rosyjską. Również sami Polacy w latach 30-tych ukrywali swą narodowość w obawie przed represjami. Obecnie po otrzymaniu oficjalnych danych powszechnego spisu ludności, w którym polską narodowość zadeklarowało 870 osób oraz po dołączeniu danych z Abchazji, liczbę wszystkich osób polskiego pochodzenia można w przybliżeniu określić na ok.1100.
Pisząc o Polakach w Gruzji, pamiętając o rysie historycznym , chciałabym wspomnieć o turystach , którzy wpisują się w krajobraz byłej republiki ZSRR , jak w polski krajobraz wpisują się kaplice przydrożne, czy wiatraki. Trudno jest dać jednoznaczną odpowiedź na patynie : co ich skłoniło do tak odległej wyprawy? Siła perswazji zawarta w książce Mellera? , ba może Góreckiego ? Polacy w Gruzji to dla mnie indywidualności, które spotkałam na swym turystycznym gruzińskim szlaku i zostaną w mojej pamięci.                                                    
Bo czyż można zapomnieć Tadeusza R. który podczas wyprawy na  Drogę Wojenną rzucał limerykami jak z rękawa? Podkreślmy adekwatnie do sytuacji i miejsca :
,,Jeśliś człowieku 
nie był na Kazbeku, 
powiem krótko
jedź marszrutką”
,, Ania wzdycha - do mnicha (mm) 
Lecz to nie jej wina - ze pokochała mnicha-Gruzina (yn)”
„Powiedz człowieku czy Ty
kochasz Kaukazu szczyty?”                                                    
Bo czyż można zapomnieć Jacka i jego dwa urokliwe amstafy : Boćka i Kurę , które urzekły prawie wszystkich mieszkańców hotelu u Iriny? I pewnie na długo pozostanie opis jak to ,,foczki” goniły krowy i stwierdzenie Jacka : 
,,One były tak szczęśliwe, że aż im się pupy uśmiechały”
Jakby człowiek tam był :…
Bo czyż można zapomnieć Hanię, która zabierając córkę na Kaukaz chciała jej pokazać , że są inne miejsca, godne uwagi niż Egipt, Tunezja i że można mieszkać  hotelu a nie w czterogwiazdkowym hotel? Turyści przemierzające gruzińskie szlaki tworzą swoisty klimat  tamtego miejsca. Uśmiechają się wymownie, gdy słyszą znajome słowa w metrze. Spotykałam rodaków w Kacheti, w Tbilisi , ale także w Batumi. Większość spotkanych przyleciała , aby wejść na Kazbek . Byli też tacy , którzy zafascynowani literaturą chcieli swoją wiedzę zweryfikować na miejscu. Ciekawe ile osób z będących w Gruzji po raz pierwszy zapragnie tam wrócić .
Czyż więc nie mamy do czynienia  z nowym rozdziałem w polskiej turystyce, który można określić jako „syndrom  gruziński” . Oczywiście  z rozróżnieniem  ma : indywidualny i zbiorowy. A może wyjazdy do Gruzji będą funkcjonować  na  zasadzie przedwojennych wyjazdów do kurortów, w  których „wypadało bywać” ? 


Moja Gruzja smakuje.

Jedzenie w Gruzji jest przepyszne, przyrządzone z dużą ilością przypraw, ostrej papryki, wspaniale smakujących warzyw, zieleniny i czosnku.
Pierwszą regionalną potrawę zjadłam  w drugim dniu pobytu, kiedy wracałam  z Panem Kachą z wycieczki po Kachetii. Na jednym z górskich zakrętów , mój kierowca rozwalił zawieszenie i wtedy czekając na naprawę samochodu w przydrożnym barze, który  wystrojem przypominał czasy późnego Gomułki skosztowałam charczo  czyli zawiesistą zupę przyprawiona na ostro z dużą ilością mięsa. Charczo, jak się dowiedziałam od pracującej tam kobiety, to danie dnia. Chciałabym podkreślić, że  małych przydrożnych barach, z dala od większych szlaków komunikacyjnych  danie dnia nie  oznacza nic innego jak jedyną serwowaną w tym lokalu potrawę. Prawie to samo a brzmi lepiej.
Najbardziej popularne są chaczapuri, przypominające nieco burek z Bałkanów za ok. 3 PLN. Ciasto, podobne do naleśnikowego, nadziewane najczęściej serem, ale może być także mięso, pasztet lub warzywa, smażone i podawane na gorąco. Nie ma kuchni gruzińskiej bez chinkali za porażającą złotówkę za sztukę, przypominające nieco nasze kołduny, ale znacznie większe i lepione w kształcie sakiewki. Ceremoniał jedzenia chinkali, polega na delikatnym nadgryzieniu mieszka (trzymając pieróg za specjalny uchwyt) i wyssaniu z wnętrza smakowitego sosu, a dopiero potem skonsumowaniu całej zawartości, czyli świetnie przyprawionego farszu z baraniny. Rozkoszą dla mojego podniebienia było: chkmeruli - pieczony pikantny kurczak w mocno czosnkowym sosie. W Batumi odkryłam co kryje się pod tajemniczą nazwą osti. Osti to nic innego jak pikantny barani gulasz. Dobry jest też nabiał, sery to jedna z tradycji Kaukazu, stąd duże stada krów i kóz. Chciałbym podkreślić, że ulubioną przyprawą Gruzinów jest kolendra, która jest dodawana do wszystkich potraw. Najbardziej  wyczuwałam zapach kolendry podczas jedzenia charczo i kubdari. Kubdari  jest to  placek z mięsem w środku.  Dzięki stosowaniu kolendry potrawy zyskują charakterystyczny smak i zapach. Zapach kolendry na dobre zagościł w moim mieszkaniu, ,,nuta gruzińskiej dekadencji”- można by rzec . Zapach mojej Gruzji w mojej kuchni, ha czasami wielokulturowej, gdyż  przyznaję się, że  znaną gruzińską   przyprawę dodaję np. do kurczaka po chińsku . Trudno jest oprzeć się pokusom gruzińskiej kuchni. Na deser polecam czurczhele – są to nawlekane na sznurek orzechy zanurzone w gęstym kisielu (   winogronowym, gruszkowym, jabłkowym) . Nie trafiłam wprawdzie na suprę, ale rozkoszowałam się regionalną kuchnią w wielu restauracjach, począwszy od baru przy stacji benzynowej, w stylu późnego Gomułki, gdzie jedynym daniem było charczo, poprzez popularne i tanie bary szybkiej obsługi, po ulubioną przeze mnie restaurację The house of Chinkami. Pisząc o kuchni gruzińskiej należy wspomnieć o regionalnych alkoholach. Tak jak  w starotestamentowej tradycji  w której wino obok chleba i mięsa stanowiło jeden  z najważniejszych produktów żywnościowych , którego nie mogło zabraknąć zarówno na stole ludzi bogatych, jak i na stole robotnika , a także w czasie podróży wino jest nieodzownym elementem gruzińskiej supry . Gruzja to prawdziwa kolebka winiarstwa i uprawy winorośli. We wschodniej Gruzji  Kachetii znajdują się  znaleziska archeologiczne –gliniane naczynia, które dowodzą, że  już około 5-6 tysięcy lat przed naszą erą na tych  terenach ówcześni mieszkańcy musieli uprawiać winorośl właściwą. Najstarsze znalezione tzn.  typowe dla Gruzji fragmenty glinianych kadzi kwevri – przeznaczonych do produkcji wina liczą sobie 3 tysiące lat.  Główne regiony produkcji win to: Kachetia, Imeretia , Racha- Lechkumia Karlia .  Polecam wina produkowane w Kacheti, rejonie położonym na wschodnich rubieżach kraju, gdzie w każdej miejscowości uprawiany jest odrębny szczep winogron  nazwany od jej imienia. Moimi ulubionymi gatunkami win są te wyprodukowane w Kvareli. Autor  jednej z ksiąg Starego Testamentu, radzi , ku przestrodze:                                                                               
„25 Przy piciu wina nie bądź zbyt odważny,
albowiem ono zgubiło wielu.
26 Jak w kuźni próbuje się twardość stali zanurzając ją w wodzie,
tak wino doświadcza przez bójkę serca zuchwalców.
27 Wino dla ludzi jest życiem,
jeżeli pić je będziesz w miarę.
Jakież ma życie ten, który jest pozbawiony wina?
Stworzone jest ono bowiem dla rozweselenia ludzi.
28 Zadowolenie serca i radość duszy
daje wino pite w swoim czasie i z umiarkowaniem.
29 Udręczeniem dla duszy jest zaś wino pite w nadmiernej ilości,
wśród podniecenia i zwady. ”        

Syr. 31,25-31
No cóż z kobiecą przekorą zapytałbym się jakich rad udzieliłby Syrach, tym, którzy zamiast wina wolą czaczę? Czacza jest to wódka z wytłoków winogron, 50-70% - coś rakija w Albanii . Z czaczą miałam zabawne zdarzenie w Batumi. Szukałam czaczy domowej produkcji , bo eksportowa jest bardzo droga. W dwóch sklepach oburzono się, że nie sprzedają takiej, ale w trzecim spytano mnie tylko czy mam jakieś naczynie, a ponieważ nie miałam znalazła się …. plastikowa butelka po wodzie i kupiłam  za 3 lari (4,50 PLN) 0,5 l wybornego trunku.  Pani nalewała czaczę z dużego 5 litrowego słoja przez metalowy lejek. Przy następnym zakupie nalano mi czaczę do butelki po piwie obwiązując szyjkę plastikową torebką. Nie  pozostało mi nic innego, jak szybko opróżnić butelkę z wodą mineralną i porosić Marka , aby jak na chemika  przystało bez drżenia rąk, w skupieniu przelał wyborny trunek do ,, bezpieczniejszej” butelki po wodzie mineralnej. Na bulwarze w Batumi popijający turysta wodę mineralną skłaniał mnie do refleksji : ciekawe, mineralna, czy może ta 50-70% mineralna – na pierwszy rzut oka wyglądały tak samo . Możecie sobie wyobrazić jak smakowała czacza o malowniczym zachodzie słońca na nadmorskim bulwarze w Batumi.                                                                        Podobno nie miesza się  różnych  gatunków alkoholi, ale bywają chwile zapomnienia:… A o czym to ja miałam pisać…..? Pamiętam o długich rodaków  rozmowach  w  Lagodehi w blasku księżyca  przy winie, czaczy, lampce koniaku. Na następny dzień miałam w głowie trzecią dywizję pancerną w natarciu, czułam się jakbym spała na dnie morza… W Polsce tego nigdy wcześniej nie miałam . Nawet nie do końca wiedziałam: co to jest?  Dopiero dzięki ekspedientce w miejscowym sklepie spożywczym dowiedziałam  się nie tylko co mi dolega, ale także jak to leczyć. W wspomnianym sklepie chciałam kupić wodę mineralną na drogę do Kvareli. Chciałbym podkreślić, że w pobliżu  Kvareli leży przepięknie położone wśród gór Jezioro Kvarelskie. Jezioro należy do kompleksu hotelowo-gastronomicznego, gdzie można dobrze zjeść, wypić a nawet popływać łódkami, bądź rowerami wodnymi po jeziorze. Czytałam o tym magicznym miejscu i nawet ból głowy nie był w stanie przeszkodzić mi w realizacji tego punku mojego programu.  Wchodząc do sklepu w stylu późnego Gierka zostałam przywitana przez starszą panię, która  , bez ogródek  rzuciła :
-A u ciebie kac…- tak pewna swojej ,,diagnozy” jakby ze mną wczoraj;…                                
-Tak- odpowiedziałam, bo nie kłamię a po za tym już wiedziałam co mi jest. Nie przejmuj się , mam lekarstwo …Wyjęła z lodówki ,,coś” w biało- niebieskim opakowaniu , przypominające nasz jogurt. Po otwarciu wyglądało jak kefir, konsystencję miało gęściejszą , a smak? Hm… mmm lepiej doprawione od naszego kefiru , bardziej tłuste. Najważniejsze, że po trzech łykach zaczęło działać.  Gdy już wypiłam, zapłaciłam , pani za ladą spytała mi się : I jak pomogło?
Odpowiedziałam: Tak, ale co to było? Chciałam się dowiedzieć, tak  na ,,wszelki wypadek”, gdyż przede mną  było 12 dni pobytu i nie wiedziałam co mnie może jeszcze spotkać.
-To było mleko z bawolic- odpowiedziała.                                                 
Zadziałało, jak ręką odjął…
ZAPAMIĘTAJ JAK W GRUZJI DOPADNIE CIĘ SYNDROM DNIA WCZORAJSZEGO TO TYLKO MLEKO Z BAWOLIC!!!!
A co się stosuje na podobne objawy w naszej szerokości geograficznej?

Moja Gruzja i jej mieszkańcy.

Jak mi się zapytasz: CO WIESZ O GRUZINACH?
Odpowiem pytaniem: TEORETYCZNIE  I PRAKTYCZNIE. 
Gruzini, nazwa własna Kartwelowie. Jest to , rdzenna ludność Gruzji, której  nieliczne grupy mieszkają w: Azerbejdżanie, Turcji, Rosji , Iranie, na dawnych ziemiach będących niegdyś pod władaniem królów gruzińskich, a podbitych przez Turcję i Persję w XVI i XVII w. Do Gruzinów należą następujące 4 grupy etniczne, które mówią odmiennymi językami: Kartwelowie, Megrelowie, Swanowie, Lazowie. Najliczniejszą grupą są  Kartwelowie, którzy dzielą się na  17 grup regionalnych o własnych dialektach.   Jest to naród niezwykle ciepły i rodzinny patriarchalny w swej strukturze, ale tolerancyjny i niezwykle słoneczny. Jest to naród górali, naród porywczy i niezawisły, który kocha swój kraj ponad wszystko.    
Współczesne gruzińskie rodziny są raczej niewielkie (najczęściej rodzice i dwójka dzieci). Dziadkowie mieszkają zazwyczaj niedaleko i często zajmują się wnukami. Wujkowie, ciocie i kuzyni są uważani za bliską rodzinę i często się ich zaprasza. W przypadku problemów od członków rodziny oczekuje się, że będą pomagać sobie nawzajem. Większością prac domowych zajmują się kobiety, one też głównie wychowują dzieci. W latach 60. jedynie trzy małżeństwa na sto kończyły się rozwodem, trzydzieści lat później wskaźnik ten wzrósł do osiemnastu. Teorii, można by rzec, byłoby na tyle, jednak powiedzmy sobie szczerze, chcąc dobrze poznać kraj, trzeba poznać jego mieszkańców , ale tak „w praktyce”. Swojego czasu urzekł mnie Alexander-  Gruzin , mieszkający w Tbilisi , umiejętnością dowartościowania kobiety. Kilka tygodni przed moim kolejnym wylotem do Gruzji pisaliśmy do siebie na skype. I dokładnie, wtedy, gdy Leszek – stara miłość- poinformował mnie, że zostaje dłużej w Chinach i, że to koniec naszej znajomości – Alexander zaczął poruszać , jak na ironię losu, tematu relacji damsko-męskich
Alexander: Masz dzieci?
Ja: Nie.
Alexander: A mąż jest?
Ja; Nie, ale był taki człowiek, którego bardzo kochałam, ale wyleciał do Chin.
Alexander: A co on miał za feler , że Ty go nie chciałaś?
Ja; On twierdził, że jak zostanę jego żoną i spóźni się na kolację, to będzie musiał spać na wycieraczce.
Alexander: To on nie umie gotować? A on taki mały, czy Ty masz duże wycieraczki?
Rozbawił mnie i ujął. Rozbawił ostatnim pytaniem , a za serce ujął gdy spytał: A co on miał za feler , że Ty go nie chciałaś?- tym jednym sformułowaniem „ rozgrzeszył i dowartościował”. Czyż w tym jednym zdaniu nie ujął kwintesencji kobiecego cierpienia? Czyż szklanka, która była dla mnie pół pusta po rozstaniu z Leszkiem , dla Alexandra nie stała się pół pełną? Ujął mnie Alexander swoją sztuką  oratorską i utwierdził w następującym przekonaniu:
„Wierzę, że u zarania dziejów każdemu z narodów świata Bóg oddał na przechowanie jedno ziarenko z wielkiego spichrza prastarej tradycji. Ziarenko, które przypadło Gruzinom, kolejne pokolenia hołubiły i przekazywały swym następcom, tak że pomimo wszystkich światowych burz szczęśliwie przetrwało do naszych czasów. Ziarnem tym jest tradycja biesiadna – kultura wina i słowa.”
G. Maglakelidze „Toasty gruzińskie”.
Pisząc o gruzińskiej kulturze słowa należałoby wspomnieć o toastach gruzińskich . A oto jeden z nich:
„Toast za bezgraniczną nadzieję
Zanim Bóg zesłał człowieka na Ziemię, odbył z nim rozmowę. Ponieważ żal mu było własne dziecię wysyłać z pustymi rękoma, wręczył mu trzy zapieczętowane szkatułki i powiedział: – Nie wolno ci ich otwierać, póki nie przybędziesz na Ziemię. Człowiek podziękował Bogu za ten dar, nie śmiał jednak zapytać o zawartość. Ponieważ podróż była niezwykle długa, człowiek – nim stanął na Ziemi – z ciekawości otworzył pierwszą szkatułkę. Wówczas uleciało z niej Szczęście. Z biegiem czasu niepokój i pokusa tylko się nasilały, tak że w połowie drogi człowiek uchylił wieczko drugiego puzderka. Wtedy wyfrunęła z niego Miłość. Gdy więc człowiek stanął na Ziemi, pozbawiony Szczęścia i Miłości zdecydował się otworzyć ostatnią szkatułkę. Wyleciała z niej Nadzieja, która pozostała na świecie i towarzyszy życiu ludzi wszystkich pokoleń. Drodzy państwo, proponuję wznieść toast za utracone szczęście oraz za miłość, która uleciała, ale także za pozostałą z nami bezgraniczną nadzieję. Nadzieja jest bowiem kotwicą pozwalającą przetrwać największe życiowe sztormy.”

G. Maglakelidze „Toasty gruzińskie”.

Jak mi się zapytasz: CO Z CECH FIZYCZNYCH PODOBA MI SIĘ U GRUZINÓW?                        
Odpowiem : HM, MMMMM… I OPISZĘ CI TO CO ZOBACZYŁAM W NEKRESI
W trzecim dniu pobytu udaliśmy się aby zwiedzić Monastyr Nekresi, który malowniczo położony jest  na zboczu zalesionego wzgórza nieopodal wioski Szilda (region Kwareli), tworzy piękny krajobraz z Doliną Alazani w tle. Zachowały się tam zabudowania i ruiny z różnych okresów, jak na przykład mała bazylika z IV wieku (jedna z najstarszych bazylik w Gruzji), pałac biskupi z VIII-XIX wieku, XVI-wieczna wieża, pozostałości innych zabudowań mieszkalnych i gospodarczych, a także małe kaplice. Pierwszą część trasy odbyłam razem z Markiem samochodem pana Kachy.  Gdy dojechaliśmy do stóp góry na której znajduje się klasztor musieliśmy się przesiąść do miejscowych marszrutek . Droga do klasztoru przypominała wjazd na Monte Casino. Z okna marszrutki rozpościerał się piękny widok. Niestety nie potrafiłam dzielić zachwytu Marka nad pięknem krajobrazu, tak jak z resztą on, nie rozumiał , co było powodem , że ciągle powtarzałam: „Ach, och”   nie parząc przez okno. Moją uwagę przykuł   siedzący przede mną mnich, a w szczególności jego włosy: długie, gęste, lekko  kręcone , w kolorze ciemnobrązowej czekolady i gdy słonce rzucało na nie swoje promienie, gdzie niegdzie zdało się zauważyć błyszczące , pojedynczo porozrzucane siwe włosy.
-Ach- rozmarzyłam się:..Jednak Marek próbował szybko sprowadzić mnie na ziemię pytając:
-Źle się czujesz, bo tak ciągle wzdychasz?
-Nie- odpowiedziałam- ale zobacz jak on ślicznie siwieje !!!
Faktycznie, to było silniejsze ode mnie, ale nie mogłam się oprzeć. Całą drogę do klasztoru kontemplowałam pojedyncze siwe włosy, nieznanego mnicha, na które słońce rzucało swój blask. Marek tego nie mógł zrozumieć, ale powiedzmy sobie szczerze : TURYSTA TEŻ MA PŁEĆ, no chyba , że się mylę… Szczęśliwie dojechaliśmy do klasztoru. Całą godzinę poświeciliśmy  na  zwiedzanie , spotkanie z historią . Ja też nadganiałam ,,zaległości” krajoznawcze. Gdy już wracaliśmy do marszrutki weszliśmy do wieży, niedaleko schodów. W wieży siedział starszy mnich o gęstych, lekko kręconych, opadających na ramiona włosach, gdy go zobaczyłam powiedziałam do Marka :
- Zobacz, jak on pięknie osiwiał!!!
Spotkanie z mnichami w Nekresi uświadomiło mi, że w dziwnych miejscach i z dziwnych przyczyn , dociera do nas, że:  TURYSTA TEŻ MA PŁEĆ.

 

Wydawca: Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - akant.org
We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.