Przypadki domowe
Nauczyłem się milczeć po ciemku,
wiedzę dzisiaj
jasno, że
trzeba było inaczej;
bo wargi dążą do porównań,
wściekłość do zaniechania,
bez-senność
do spania.
Nikt mnie już nie nauczy
gdzie szukać,
wrzuconych w głąb przepastną
kluczy.
Jeden z kilku
Mój mistrz
był niski, krępy
bardzo oczytany, nieco
gburowaty
Nie pił wódki, wolał
bary mleczne i księgarnie,
które odwiedzał częściej,
niż wspominał kobiety swego życia
Ono zatoczyło krąg, od chudej
wioski, poprzez stolicę Małopolski
aż po Paryż, Albanię
i kilka pomniejszych miast
Pisał, w chorobie i zdrowiu,
nieustępliwie recenzował klasyków
i lepszych od siebie równolatków,
nie godził się na
Pierwszorzędną drugorzędność, takich
jak ja szaraków traktował
z surową pobłażliwością, po
skrzypiących schodach
Wędrował codziennie do swego
pokoju, miał 78 lat, cukrzycę
i gorycz w sercu, które nie nadążało
wobec amplitudy przemian
Do A. S., kolegi z ławy szkolnej
Krótki zapis
nie zdąży nas pogodzić;
a nawet poróżnić –
Jesteśmy bowiem z grona
tych samych, od urodzenia do końca;
podróżnych –
Mimo powietrznych tablic, bez-
imienni; w milczeniu nie-
dosłowni –
Próbami po-bytu zmęczeni, bliskością
oddaleni; więc mi twoją twarz
przypomnij –
Ars poetica
bliskim –
wypisałem się,
do końca
w słowie matki,
w oku ojca.
Kontury
Kończy się sezon zupełnie
szczęśliwe chwile
i przytulne sny
pytają mnie co się dzieje
nie odpowiadam bo mało
słyszę jeszcze mniej widzę
słuszne czyny zjadają własny ogon
cele słuszne i piękne
są coraz dalej
z cieni wynikają nowe upiory
wahania przyspieszają
najgorsze
mam dosyć siebie zdrowego
i pewnego siebie
dlatego choruję od świtu do świtu
słowa bolą bardziej niż widoczne rany
mówi w moich myślach
obcy przegrany człowiek
wszystkie nasze dzienne sprawy
noc otacza
świetlista i lepka
- Wojciech Kawiński
- "Akant" 2010, nr 9
Wojciech Kawiński - Wiersze
0
0