przyczajona świadomość tylko strach zwierzęcy
w połowie dożywocia pęcznieje pod skórą
zwiastując los nijaki i przyszłość ponurą
miota się tu i teraz w klatce słów naprędce
skleconej z konieczności by oddechu mgiełka
miała skąd się wydobyć i mogła gdzieś wrócić
nim osiądzie całunem gdy ciało porzuci
daj już spokój prognozom postaraj się nie łkać
i nie żałuj niczego na co nie masz wpływu
los zabawia się tobą grając z Bogiem w kości
mchem porastasz codziennie już cię to nie złości
nie ziębi i nie grzeje ani też sprzeciwu
żadnego już nie budzi więcej nie wywoła
obronnego odruchu nie unikniesz kary
za życie które żąda wciąż nowej ofiary
spojrzenia sobie w oczy uniknąć nie zdołasz
nie odwracaj więc twarzy spokojnie nieś brzemię
to dla zysku ten ciężar nie dla ukojenia
nerwów drżących jak struny ich czystego brzmienia
nie usłyszysz gdy wokół serca jak kamienie
ramię w ramię
wielmożni i wielebni zawsze ramię w ramię
tak kundel jak i żandarm wiernie przy ich bramie
warują by rewolty nie miały dostępu
mentalność średniowieczna podstępów postępu
boi się niczym ognia lub święconej wody
diabeł który się ukrył w szufladzie komody
pełnej kwitów bankowych i skrzętnych notatek
ze spowiedzi grzeszników tu zawsze dostatek
gdy wszędzie wokół bieda szyderczo się szczerzy
wielmożni i wielebni kto jeszcze uwierzy
w szczerość ich deklaracji chociaż z drugiej strony
naiwnych nigdy nie brak dalej więc pokłony
bić czołem o posadzkę całować po rękach
gdy dla nich cała chwała to dla nas udręka
końca z końcem wiązanie jest naszym udziałem
ich katedry strzeliste pałace wspaniałe
którymi odgradzają się od naszej doli
aż dziwne że Bóg dobry mógł na to pozwolić
i zgodzić się by jedni tuż w zasięgu dłoni
mieli wszystko gdy inni w odwiecznej pogoni
za groszem harowali ponad ludzkie siły
nerwy w strzępy stargane i wizja mogiły
coraz bardziej realna modlitwa i praca
pełne konta bankowe pełna datków taca
wielmożni i wielebni dzielą między siebie
nam nakazując czekać na nagrodę w niebie
a więc znośmy z pokorą naszą dolę marną
kiedy całkiem spokojnie wszystko już zagarną
ramię w ramię
wielmożni i wielebni zawsze ramię w ramię
tak kundel jak i żandarm wiernie przy ich bramie
warują by rewolty nie miały dostępu
mentalność średniowieczna podstępów postępu
boi się niczym ognia lub święconej wody
diabeł który się ukrył w szufladzie komody
pełnej kwitów bankowych i skrzętnych notatek
ze spowiedzi grzeszników tu zawsze dostatek
gdy wszędzie wokół bieda szyderczo się szczerzy
wielmożni i wielebni kto jeszcze uwierzy
w szczerość ich deklaracji chociaż z drugiej strony
naiwnych nigdy nie brak dalej więc pokłony
bić czołem o posadzkę całować po rękach
gdy dla nich cała chwała to dla nas udręka
końca z końcem wiązanie jest naszym udziałem
ich katedry strzeliste pałace wspaniałe
którymi odgradzają się od naszej doli
aż dziwne że Bóg dobry mógł na to pozwolić
i zgodzić się by jedni tuż w zasięgu dłoni
mieli wszystko gdy inni w odwiecznej pogoni
za groszem harowali ponad ludzkie siły
nerwy w strzępy stargane i wizja mogiły
coraz bardziej realna modlitwa i praca
pełne konta bankowe pełna datków taca
wielmożni i wielebni dzielą między siebie
nam nakazując czekać na nagrodę w niebie
a więc znośmy z pokorą naszą dolę marną
kiedy całkiem spokojnie wszystko już zagarną
wybaczą ci tu wszystko
wybaczą ci tu wszystko z wyjątkiem sukcesu
tu klęska zawsze w modzie szlachetne porażki
podeptane sztandary przestrzelone czaszki
to dobra narodowe ludźmi interesu
Polacy zwykli gardzić mianem groszorobów
zwą tych którzy budują zamiast w proch obracać
walka zwłaszcza nierówna cenniejsza niż praca
żywy skansen Europy i nie ma sposobu
aby to wykorzenić nie chcą prawdy pojąć
że już dawno czas zatarł ślady kul na ścianach
pot na czole nie gorszy niż krwawiąca rana
a zmuszeni do pracy wciąż tęsknią za zbroją
mieczem koniem i kopią tarczą i szyszakiem
które śnią się po nocach w zgiełku pól bitewnych
wnukowie weteranów minionych lat gniewnych
każdy dumny i blady że zwie się Polakiem
lecz Polak Polakowi wciąż do gardła skacze
tak w praktyce wygląda nasza solidarność
na dźwięk surmy bojowej męstwo i ofiarność
a na co dzień lamenty przekleństwa i płacze
że inni mają więcej
że inni mają więcej więc na mannę z nieba
czekamy wciąż wytrwale pewni swoich racji
nam się przecież należy triumf demokracji
na komuną miał sprawić że kawałek chleba
każdy będzie mógł kupić bez stania w kolejce
byle tylko miał za co to już inna sprawa
post przegrał z karnawałem i ciągła zabawa
w głowach nam zamiast pracy i nie chcemy więcej
byle tylko się wyspać dobrze zjeść i popić
i mieć święto za świętem nie hańbiąc się pracą
przekonani o krzywdzie bo marnie nam płacą
wciąż w nas się odzywają pańszczyźniani chłopi
którzy za swoją dolę obwiniają innych
bo zawsze jacyś oni stają nam na drodze
a pastwią się nad nami okrutnie i srodze
winy w sobie nie widząc wciąż szukamy winnych
naszych klęsk i porażek dławimy się złością
od zawsze nieszczęśliwi załamywać ręce
to jedno potrafimy w odwiecznej udręce
zdumieni i stłamszeni własną bezradnością