Morze wyszło na ulice Zawija rękawy
gasi spalone latem bruki Sprząta
Zaczyna się pora wilgoci miesiące cienia
który zawiśnie nad nami jak wieko
We śnie mówiłaś że zadzwonisz
lecz zbudziłem się za wcześnie
nim podałaś kiedy
Patrzę przez okno Płynie woda
ryby gadają ze sobą w najlepsze
a w górze obłoki białe jak mleko
Bóg im czesze włosy
Czułość jest białym przebiśniegiem
czekaj – mówiłaś – przyjdzie jak ma przyjść
zaświeci słońce ogrzeje i ciebie
A tu od rana morze włóczy się po ulicach
barometr spada głową w dół
Zadzwoń – nim mrok przykryje nas jak wieko
zanim zatrzyma się czas