dla L.
Od strony wielkiego placu,
szedł pochód ulicami miasta–
różowiło nad dachami letnie popołudnie,
ale nowy czas nie nastał –
wrócił, kto nie musiał, ale chciał
zobaczyć lustro ścian, ojczyznę paroletnią;
zło mało ważne sprzeciwia się odległej swojej wersji
uznanej zaledwie za sprzeczność –
Pole nasze ani polne, ani zalane betonem
nad którym nuda jaskrawa neonów i echa trawiastej
cc było, będzie zasłonięte papierowym obłokiem
jak śmietnik ustanowiony w dolinie, za miastem –
Od strony łąk, wilgoć promienieje,
archaiczna przypadłość osadników;
nasze intencje są daremne, albowiem
pochodzimy, jak się okazuje, znikąd –
VI 2007