którzy milczą
najgłośniej
wołają o pomstę
zastraszani wszechmocą
paragrafów krzywdy
by wyrazić swą
rozpacz
wciąż
brakuje im
słów
wróg
zbędny
bywa najeźdźca
wróg
we własnym
domu
jeszcze bardziej
podstępny
niż
zdziczałe hordy
pająk
wśród paragrafów
snuje
sieci intryg
syci się
ludzką krzywdą
krew
zlizuje
z warg
prawda
żeby tylko
nie powiedzieć
prawdy
która pali
żywym ogniem
słowa
śliskie i okrągłe
perlą się
w pianie mowy
prawda staje
kością w gardle
obyczaj nakazuje
kagańcem oświaty
od najmłodszych
lat
zamykać usta
w imię
poprawności
niezmiennie
prawda jest
niepoprawna
kole w oczy
i uwiera
jak kamień
w bucie
na drodze
do społecznej
akceptacji
desperacko
rzuca się pod koła
historii
nie popadając
w histerię
trwa
niezmiennie
przy swoim
zdaniu
władza
władza wypacza
władza uzależnia
najbardziej prawi
ulegają presji
zbyt wiele pokus
aby im się oprzeć
w drodze do
władzy
stają się podobni
do tych co właśnie
umywają ręce
z żalem tłumacząc
że zbyt krótko
byli
opoką prawa
u koryta
rzeki
której
nurt mętny
niesie
muł i szlam
wystarczy
jak upokorzyć
zależnych
od siebie
od pańskiej łaski
od litery prawa
na jeden rozkaz
bez jednego
słowa
wystarczy
spojrzeć
albo zmarszczyć
brwi
poczuciem winy
napoić
spragnionych
ludzie i psy
kość
rzucona jak
kamień
pociągnie nas
na dno
będziemy gryźć się
nią
aż do tchu
utraty
buda
łańcuch
obroża
nad pełną
miską
wdzięczne panu
za wszystko
warujące psy