Archiwum

Malwina Puchowicz - Czas

0 Dislike0
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

„...I żyli długo i szczęśliwie” - te słowa zna chyba każdy. Kończą one niemal każdą starą bajkę, symbolizując szczęście, dostatek i harmonię. Dla większości z nas słowo  „szczęśliwie” jest tym, które nadaje moc, buduje sedno zdania zamykającego opowieść. Czy aby na pewno prawidłowo je odczytujemy?  Cóż bowiem znaczy „szczęśliwie”? Dostatnio? W miłości? Bez doznawania krzywdy? W gronie bliskich, życzliwych osób?

Znaczenia można mnożyć, wymieniać niemalże bez końca. Czyż jednak można mówić o szczęściu, gdy zgromadziwszy wiele bogactw zabrakło chwil, by z nich skorzystać? Czy miłość namiętna i gorąca pozbawiona czasu na jej dzielenie z drugą osobą lub też przerwana nagle bez słowa pożegnania może uchodzić za oblicze szczęścia? Czyż jeden dzień w gronie najbliższych można nazwać bezkresnym szczęściem, jeśli stanowi jedynie namiastkę samotnej wieczności? A może tylko niewielką jego iskierką w morzu rozpaczy? Czyż ciągłe doznawanie bólu i cierpienia, przerwane momentem bez ich piętna, po którym znów wezmą nas w objęcia, możemy nazwać szczęściem? Zastanówmy się zatem, może prawdziwa siła zdania „...I żyli długo i szczęśliwie” leży gdzieś zupełnie indziej. Może zawiera się ona w słowie długo?  Żyli na tyle długo, aby w pełni doznawać miłości, gorącej, nieokiełznanej miłości. Na tyle długo, aby cieszyć się z pożytkowania własnych bogactw, podróżując, zwiedzając nowe miejsca, tworząc własną przestrzeń, sztukę. Wystarczająco długo, by nawiązywać szczere przyjaźnie, budowane na zaufaniu, wspólnych przeżyciach. Na tyle długo, aby czerpać z życia całymi garściami... Czy zatem za słowem „długo” stoi jakieś namacalne znaczenie? A jeśli jest tylko wyznacznikiem czegoś większego, czegoś czego nie sposób objąć w żadne ramy, ani jednoznacznie zdefiniować? Jeśli jest wskaźnikiem czasu? Warto więc poddać refleksji czymże takim jest twór zwany czasem.

Nie ma jednej prawidłowej definicji słowa czas. Jego zagadnienie podejmowano już w czasach starożytnych. Zajmowały się nim różne nauki i dziedziny. W pismach Arystotelesa pojawia się pitagorejczyk Paron uznający czas za coś nieuporządkowanego, powodującego utratę pamięci, zapomnienie. Dla filozofa był on niczym innym jak ilością ruchu, odliczaniem pojedynczych momentów „teraz” w odniesieniu do „wcześniej” i „później”. Święty Augustyn w księdze Confessiones, rozważając różne aspekty czasu, uznaje go za bezcenny i nierozłączny ze zmianą, stanowiący jeden z wymiarów świata materii, związany z przemijaniem. Twór, będący dziełem Boga, istniejącego poza nim. Z kolei Immanuel Kant czasem nazywa jedną z apriorycznych form ludzkiej zmysłowości. Ukazuje się ona w doświadczeniu jako realne, a podczas transcendentalnej analizy okazuje się „być” idealną - stając się niczym, gdy chcemy ją rozważać niezależnie od doświadczenia. Wśród osób podejmujących rozważania nad  zagadnieniem czasu był również francuski pisarz i filozof, laureat literackiej nagrody Nobla Henri Bergson, który rozróżniał czas matematyczny, dyskretny, rozbity na chwile, pojmowany przestrzennie, oraz czas „rzeczywisty”, czyste dzianie się, ciągłość dana w introspekcyjnym doświadczeniu. Według jednego z twórców fenomenologii Edmunda Husserla strumień czasu w swym czystym przepływie staje się tożsamy ze świadomością (transcendentalną i absolutną). Zgodnie z jego myślą, ostateczne źródło czasu jest jednocześnie świadomością, uobecniającą się sobie samej, będącej źródłem czasu wszelkiego istnienia i nadającej mu sens. Innym myślicielem zajmującym się tą kwestią był wszystkim dobrze znany Isaac Newton. Twierdził, iż czas jest bezwzględną, absolutną wielkością, o przebiegu identycznym, niezależnie od jego miejsca, poza wszelką możliwością jego zmiany. W opozycji do poglądów Newtona stał irlandzki filozof George Berkeley, uznający rozum za niezbędny przy percepcji ruchu, wobec braku którego czas staje się iluzją. Kolejnym opozycjonistom Newtona był niemiecki uczony Gottfried Wilhelm Leibniz utrzymujący, że czas jest porządkiem następstwa zachodzących w świecie zdarzeń. W skrócie, bez świata - nie ma mowy o czasie. Jeżeli ktoś słyszał o paradoksie bliźniaków, już wie że wielkim myślicielem poruszającym temat czasu, stał się również Albert Einstein, który sprowadził czas do roli czwartego wymiaru, w jakim prędkość jego upływu zależy od siły grawitacji. Sekunda w całym Wszechświecie stanowi jednakową jednostkę uniwersalną, natomiast czas pomiędzy dwoma zdarzeniami uzależniony jest od faktu czy znajdujemy się na Ziemi, czy z ogromną prędkością poruszmy się w kosmosie.  Z kolei jedna z najnowszych koncepcji istnienia świata - teoria strun, uznaje czas za jeden z czterech wymiarów dostępnych naszej percepcji (wedle różnych wariantów tej teorii zakładane jest istnienie 10 lub 26 wymiarów)

Encyklopedia PWN zawiera następującą definicję:

„Czas” jako kategorię gramatyczną czasownika, wyrażającą następstwo stanu lub czynności w stosunku do chwili mówienia lub w stosunku do innej czynności; np. czas teraźniejszy, przeszły, przyszły.

Druga definicja podaje:

„Czas” to jedna z podstawowych (obok przestrzeni) form bytu materii, atrybut materii; w mechanice relatywistycznej czwarta współrzędna czasoprzestrzeni; termin czas jest rozumiany jako 1) chwila, moment, punkt czasowy; 2) okres, odcinek czasowy; 3) trwanie; 4) zbiór wszystkich chwil i okresów czasowych; w historii nauki i filozofii jest znany spór o absolutny (obiektywny) czy też względny (subiektywny) charakter czasu.

Z powyższych nie wyłania się żaden konkretny, precyzyjny obraz, jasno ilustrujący zagadkowy twór jakim jest czas. Zostawmy zatem ułomną w tej kwestii naukę, kierując swe poszukiwania w inną stronę. Poddajmy tenże wyraz naszej osobistej, subiektywnej refleksji. Wielu z nas używa go na co dzień w zestawieniach z innymi słowami. Np. czas pieczenia ciasta - kiedy liczymy odcinek czasowy między włożeniem surowego wyrobu do piekarnika, a wyjęciem go z niego. Czas nauki - czyli okres w którym pobieramy pewne kształcenie. Czas dojrzewania - uwarunkowany biologicznie etap rozwoju. Jednakowoż, używając ich robimy to mechanicznie, nie zastanawiamy się nad prawdziwym jego znaczeniem. Czas istnieje jako coś niedookreślonego, co jesteśmy w stanie definiować tylko jeśli wydzielimy niewielkie jego cząstki, za pomocą dodania wyznaczających pewne ramy przymiotników. Ekonomiści jak mantrę powtarzają maksymę „Czas to pieniądz!”. Utożsamiają oni zatem czas z zarabianiem pieniążków, pomnażaniem mamony. Jest niezbędny, aby powielać przychody. Każdą jednostkę czasu przeobrażają w odpowiedni ekwiwalent pieniężny. I nie trwożyłoby to tak bardzo, gdyby tego rodzaju postawa była znamienną tylko dla tej grupy, wynikając z obranej przez nich ścieżki zawodowej. Znamieniem wszakże obecnej epoki jest ukierunkowanie dążeń, starań na ciągłe, bezustanne pomnażanie i zdobywanie coraz większej ilości dóbr materialnych, co przeważnie nie ma nic wspólnego z ich wykorzystywaniem. Człowiek przyjął postawę „mieć” dla samego posiadania. Stąd właśnie dewiza ekonomistów zostaje przyjęta jako dewiza niemal każdej osoby. Staramy się wykonywać maksymalną ilość czynności w możliwie najkrótszym czasie, następuje tzw. spiętrzenie. Jakość świadczonych w ten sposób usług diametralnie się obniża, nie mówiąc już o zanikaniu relacji międzyludzkich. W końcu każda czynność stanowi kolejny metaforyczny i dosłowny pieniążek w naszym portfelu, który w przeciwieństwie do kobiet lubi się grubiutki, najlepiej z okazałą nadwagą. Na co dzień nie przykładamy wagi do nieuniknionego przepływu czasu. Każdy dzień jest tylko kolejnym dniem, przez który przepływamy byleby do następnego portu. A przecież, gdybyśmy zatrzymali się choć na chwilę, dostrzeglibyśmy rzadkie gatunki zwierząt morskich, możliwe, że koło naszej łodzi płynęło stado delfinów, co rusz wyskakujących radośnie z wody, tylko po to, by po chwili znów się w niej zanurzyć. Może mijana wyspa nie byłaby tylko kawałkiem lądu z palmami, a barwnym, pełnym niespotykanej flory i fauny rajem, na którym moglibyśmy uzupełnić zapasy na dalszą podróż i posilić się słodkim mleczkiem kokosowym. I może w końcu spotkany w porcie marynarz, jeśli poświecić mu chwilę, okazałby się pełnym życia chwatem, znającym niezwykłe historie o przygodach i stałby się tak bliski naszemu sercu, że wraz z nim wyprawilibyśmy się na spotkanie jednej z nich? Dlaczegóż zatem nikt tego nie czyni? Ponieważ ludziom wciąż na wszystko brakuje czasu. A dysponując tak ograniczoną jego ilością skupiają się na tym co wedle ich oceny jest najważniejsze, rezygnując z pozostałości, która często tak naprawdę jest istotą samego życia.

Tematyka czasu nie jest obca także i literaturze, która podejmowała ją już w czasach najdawniejszych. W księdze Koheleta spisane zostało znane na całym świeci zdanie „vanitas vanitatum et omnia vanitas" (marność nad marnościami i wszystko to marność), symbolizujące ulotność życia, nieubłagany pęd czasu, jego morderczy, jakże krótki bieg. W starożytności owa kwestia była poruszana przez filozofów. Heraklit z Efezu wskazując na ciągłą wędrówkę czasu, uznał za praprzyczynę wszystkiego przemijanie, nieustanne przemijanie. „Panta rei” jak mówił, czyli wszystko płynie oraz „Nie można dwa razy wejść do tej samej rzeki” klarownie dają do zrozumienia, iż nic nie jest wieczne. Motyw wanitatywny zdominował jednakowoż sztukę średniowieczną, czego przyczyn możemy upatrywać w dominującej roli jaka przypadła instytucji Kościoła, chwytającego się wszelakich możliwości odciągnięcia wiernych od spraw doczesnych, na rzecz tych wiecznych. Stąd mnożące się z prędkością namnażania wirusów epidemie, zgony, klęski żywiołowe, którymi zalewała zwykłych ludzi niczym deszczem w lasach Amazońskich w porze monsunowej, średniowieczna sztuka pisarska. I tak w „Rozmowie mistrza Polikarpa ze Śmiercią” rzeczona śmierć poprzez słowa” „I chorego, i zdrowego, Zbawię żywota każdego”, czy „Każdemu ma kosa zgodzi; Bądź ubodzy i bogaci”, unaocznia prosty fakt: „Nikt nie umknie przed śmiercią”, tym samym podkreślając kruchość ludzkiego istnienia. Innym utworem, wartym przytoczenia jest „Wielki Testament" Francoisa Villona.

"Dnie moie tako się rozbiegły
Iako, Hiob mówi, w lnianem płótnie
Nitki, gdy słomy garść zażegłey
Tkacz przytknie doń; y żar okrutnie
Wnet strawi płótna sztukę całą,
Niedoszły ludzkiey szmat odzieży...
Nic mi iuż ciężkiem się nie zdało,
Śmierć bowiem wszytko wnet uśmierzy...".

Autor zwraca uwagę czytelnika na przemijalność urody, wyczerpywalność sił witalnych, zawodność wytartej czasem pamięci, ułudę stworzoną przez dobra doczesne. Kolejną epokę biorącą pod swe twórcze bogate, pełne przepychu skrzydła motyw czasu prezentują min. Daniel Naborowski w „Krótkość żywota”. Poeta zaczyna swój utwór od zdania: „Godzina za godziną niepojęcie chodzi, był przodek, byłeś ty sam, potomek się rodzi”. Skłania nas do refleksji nad trwałością życia. „Słońce więcej nie wschodzi, to które raz minie”. W subtelny, a jednocześnie klarowny sposób uzmysławia odbiorcy niepowtarzalność każdej tak ulotnej niczym „dźwięk”, „błysk” chwili. Inny twórca, podobny rezultat osiąga poprzez złośliwą kpinę z ludzkiej beztroski. Józef Baka stosując ironię wyśmiewa zaabsorbowanie doczesnymi, przyziemnymi sprawami. Bezlitośnie, w sposób jednoznaczny niemal „krzyczy” w swym lirycznym dziele o nieuniknionym końcu, mogącym spaść na kogokolwiek, w najmniej oczekiwanym momencie. „Kawalerów śmierć szydercza Zrywa gwałtem i z kobierca”.

Któż z nas nie słyszał słów „Co nagle to po diable”? Jakże często wypowiadanych przez starszych, bardziej dojrzałych ludzi w celu ujarzmienia młodzieńczej popędliwości? Radzi się tym samym zwolnienie tempa, poświęcenie nieco czasu na przemyślenie swoich działań, zachowań, wyciszenie buzujących emocji. Uwaga zwracana jest na etapowość życia, jego proces i ciągłe, acz stopniowo zachodzące zmiany. Wszakże nie można od rocznego dziecka wymagać płynnego mnożenia, od piętnastolatka zdecydowanie się na konkretną ścieżkę zawodową czy też wybór życiowego partnera, a propozycja dla stulatka, aby pobiegł w maratonie, byłaby łagodnie mówiąc niestosowne, świadczące o niskim lub wręcz zerowym poziomie empatii, kompletnej, permanentnej ignorancji podstawowej wiedzy medycznej o procesach degradacyjnych organizmu lub najzwyklejszej głupocie. Wszystkie trzy sytuacje prezentują rzeczy nieosiągalne. Wszystko ma swój odpowiedni czas. Czasami musimy poczekać z realizacją pewnych zamierzeń, czasami dogodną na nie chwilę przegapiliśmy. Warto zatem uważnie  się  rozglądać aby było ich jak najmniej.

Często mówi się „Czas to najlepszy lekarz”. Organizm ludzki posiada niesamowite wręcz zdolności regeneracyjne. Co prawda współczesność dysponuje wszelakimi środkami, mającymi wspomagać, tudzież przyśpieszać procesy naprawcze, często również niezbędne dla utrzymania życia, a niekiedy sprowadzające się do zdobycia czasu, koniecznego do samoistnego zdrowienia ustroju. I tak w pierwszym przypadku mamy do czynienia z zabiegami szybko rozwijającej się transplantologii, pozwalającej niejednokrotnie oddychać „cudzym” płucem,  filtrować krew „obcą nerką”, czy też „kochać” innym niż nasze własne serce. W drugim natomiast mówimy o wszelkich aparaturach oraz lekach mających podtrzymać organizm żywym, min. o respiratorach pozwalających oddychać, czasami oddychających za nas, wszelkie płyny infuzyjne jak koloidy czy krystaloidy.  W obu przykładach sednem działania jest to samo. Przedłużenie ludzkiej egzystencji. Zyskanie czasu by żyć. Każdy „czas” wiąże się z kolejnym „czasem”. Bywa, że czas nadziei jest zarazem czasem cierpienia, strachu, bólu. Ostatnio wpadł mi w ręce artykuł z grudnia 2014 roku.  „Krzyczący” nagłówek wprowadzał w temat pewnej młodej kobiety znajdującej się w Dublińskim szpitalu pod aparaturą podtrzymującą życie. Na skutek urazu mózgu doszło do jego obumarcia. Zwykle w takim wypadku zapisuje się czas zgonu, wywożąc zmarłą do kostnicy, jednak sytuacja o tyle niezwykła ponieważ była to osoba w 15 tygodniu ciąży. Lekarze znaleźli się w  matni. Poród okazał się niemożliwym do przeprowadzenia, a dziecko w ciele zmarłej matki nie miało szans na przeżycie. A jednak lekarze zdecydowali, aby przez pewien czas przy pomocy aparatury podtrzymywać procesy fizjologiczne w organizmie denatki. Orzeczenie sądowe nakazujące odłączenie pacjentki od aparatury podkreślało, iż przedłużanie tego stanu „naraziłoby na niewyobrażalne cierpienie” bliskich zmarłej. Przytoczona tragedia najwyraźniej obrazuje dwoistość czasu... przyjaciela... kata... oprawcę… lekarza… Czas daje nam możliwości. Pozwala spotkać miłość życia, a także parę pomniejszych miłostek czy zauroczeń. To on paradoksalnie stanowi o jej rozwoju, bądź regresji, dając szanse do spotkań, rozmów, przeżywania wspólnych uniesień, wzruszeń lub modyfikując nasze poglądy na temat drugiej osoby, unaoczniając, że tak naprawdę niewiele mamy wspólnego. Czas naprawdę tylko daje, nie zabiera, nie krzywdzi. Jego postać przybierająca formę kata stanowi skutek naszej niewłaściwej percepcji i oceny. Nie on jest winny śmierci naszych bliskich. Stojąc przy łożu zmarłej osoby, uczestnicząc w ceremonii pogrzebowej, kładąc wiązankę kwiatów przepasanych wstęgą „Ostatnie pożegnanie”, często w naszych umysłach panuje chaos. Myśli mieszają się z emocjami, żal, smutek, cierpienie, w których wciąż przeplatają się pytania „Dlaczego teraz?”, „Dlaczego już?”, „Dlaczego padło na nią?”. Potem następuje refleksja „Mogłam z nią spędzać więcej czasu”, „Mieliśmy za mało czasu dla siebie”, nieme bezsilne błaganie „Jeszcze tylko jeden dzień, jeden dzień by móc spędzić go z nią”... Jednak czas utracony, nigdy nie powróci. Zgodnie ze zdaniem Naborowskiego „Słońce więcej nie wschodzi, to które raz minie”. Jeśli spojrzymy głębiej niż na taflę codzienności, dostrzeżemy, iż nigdy nie był nam wrogiem, mordercą, złodzieje, od zawsze był największym skarbem, paradoksalnie najbardziej upragnionym i najbardziej niedocenianym skarbem, ginącym w szarości i gonitwie doczesnego życia. Stoi jako bezcenny, najszlachetniejszy z kruszców, jednak tenże skarb nie będąc objętym żadnymi zasadami równego podziału, panującego w minionym już ustroju komunistycznym. Jesteśmy nim różnie obdarowywani. Każda istota, nie tylko ludzka, posiada pewne złoże, pewien zasób czasu. Zatem ktoś umiera, nie dlatego, iż złośliwy skośnooki skrzat w zielonym wdzianku stwierdził, że ukradnie sobie czyjeś życie, by wraz z resztą trofeów umieścić je w szklanej gablocie. Umieramy ponieważ ofiarowane nam złoże uległo wyczerpaniu. Niczym zatankowany do pełna samochód, każdy o innej pojemności baku. Zaczyna podróż z najwyższym położeniem wskazówki wskaźnika poziomu paliwa, by w miarę podróży podążała ona poprzez „rezerwę” do magicznej cyfry „0”. Kiedy już do niej dotrze, pojazd się zatrzyma, podobnie jak człowiek, który zużył zapas swojego czasu. Warto więc dobrze zaplanować tę podróż, by nie stała się tylko szaloną szarżą po niemieckiej autostradzie.

W 2014 roku doszło do 34.970 wypadków na Polskich drogach. Zginęło w nich 3.202 osoby, a 42.545 zostały ranne. Szacuje się, że na skutek katastrof  lotniczych w ubiegłym roku straciło życie ok. 1.320 osób w 111 katastrofach. W każdej minucie, sekundzie przychodzi na świat nowe życie, inne się kończy. Pisząc pracę uważnie śledziłam obecne wskaźniki światowej populacji. Liczba urodzonych w bieżącym roku wynosiła 47.508.660 osób z każdą sekundą rosnąc, zgonów 19.602.721 z podobną tendencją rosnącą. Najwyższy wskaźnik podający przyczynę śmierci nosił tytuł osób zakażonych HIV/AIDS, jednocześnie wskaźnikiem z największą ilością cyferek, o najszybszej prędkości wzrastania była ilość pieniędzy przeznaczonych na zakup narkotyków. Czyż te dane nie świadczą niezaprzeczalnie o ludzkiej bezmyślności, braku zatrzymania by poświęć chwilę refleksji nad znaczeniem czasu, sensem życia? Może gdybyśmy mieli świadomość zachodzących na ziemi zdarzeń, skupili się mniej na materialnym dobrostanie, a bardziej na rozwoju osobowości, duchowości, intelektu. Może dzięki temu stalibyśmy się sobie wzajemnie bliżsi? Poświęcali czas na budowani relacji, konsumowaniu go w gronie najbliższych? Może ich odejście byłoby łatwiejszym do zniesienia, gdybyśmy wiedzieli, że w pełni wykorzystaliśmy dany nam wspólny czas? Zgodnie z piękną sentencją ks. Jana Twardowskiego: „Śpieszmy się kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą”. Może nie przegapilibyśmy miłości, za którą w dniu dzisiejszym tęskno spoglądamy z okna? Zaprzestalibyśmy swej niekończącej gonitwy, by posłuchać śpiewnych ptasich treli, podziwiać wschód słońca kładącego się na horyzoncie niczym pocałunek na dobranoc. Szukali jaśniejących konstelacji na atramentowym niebie, odnajdując strzelca wskazującego kierunek swą strzałą. Miast uciekać wzrokiem od nieszczęścia, wyciągnęli rękę skorą do pomocy. Jak pisałam, czas jest możliwością, niekończącym się morzem możliwości. Jest on uśmiechem smutku i łzą radości, westchnieniem ulgi i krzykiem rozpaczy, jest gorącą miłością i zimną nienawiścią. Rodziną i obcym. Każdym wyborem, decyzją. Każdą nową znajomością i każdą wieloletnią więzią. Jest szaloną przygodą i solidnym fundamentem. Światłem i ciemnością. Ostatnią nadzieją, kiedy nic już nie pozostaje i jedyną troską kiedy innych już nie ma. Jest życiem i także śmiercią. W końcu chwilą ulotną niczym błysk pioruna i wiecznością jedyną jaka jest nam dana. Jak zauważa Anna Kamieńska „Czas jest też surowcem naszego życia, choć każdy z tego surowca lepi coś innego”. Dokonując hierarchizacji naszych celów, podejmując decyzję pamiętajmy, iż każda chwila może być tą ostatnią, nie marnujmy zatem czegoś, czego poziomu zasobów nie jesteśmy pewni. Zgodnie ze złotą myślą „codziennie patrz na świat, jakbyś oglądał go po raz pierwszy”. Pozostańmy gotowi na nowe, nieznane, by nie przegapić nadrzędnych wartości, by kiedy czas, źródło naszego życia zakończy  swą wędrówkę mogliśmy odejść szczęśliwie, ponieważ „żyliśmy”. Na zakończenie przytoczę jeszcze cytat jednej z moich ulubionych książek, ku refleksji każdego nad sobą.

„(…) życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, za krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, ale jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć”.

 



Bibliografia:
1. Michael J. Duff,  Powrót teorii strun, "Świat Nauki", Kwiecień 1998.
2. Thomas Hylland Eriksen, Tyrania chwili. Szybko i wolno płynący czas w erze informacji, przeł. G. Sokół, Warszawa: PIW, 2003.
3. Anna Kamieńska, Notatnik 1965- 1972, Poznań: W Drodze, 1988.
4. Diogenes Laertios, [w:] Żywoty i poglądy słynnych filozofów, tłum. W. Olszewski i B. Kupis, Warszawa 1982.
5. Daniel Naborowski, Krótkość żywota, "Warsztaty Polonistyczne" 1999, nr 4.
6. Nawarecki A., Czarny karnawał. „Uwagi śmierci niechybnej” księdza Baki – poetyka tekstu i paradoksy recepcji, Wrocław 1991.
7. Eric Emmanuel Schmidt, Oskar i Pani Róża, tłum. Barbara Grzegorzewska, Wydawnictwo Znak, 2007.
8. Francois Villon, Wielki Testament, seria:" Poezja Francuska", SW: Anagram, 1995.
9. M. Włodarski, Rozmowa mistrza Polikarpa ze śmiercią, [w:] Borowski A., Literatura Polska i powszechna starożytność – oświecenie, Kraków 2002.
10. Encyklopedia Popularna PWN, wydanie 7 uzupełnione, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN, 1997.
11. "Czym jest czas?", www.czas.net.pl.
12. Wypadki drogowe - raporty roczne 2014 roku, www.statystyka.policja.pl.
13. "2014 w ruchu lotniczym. Najwięcej ofiar od dekady, najmniej katastrof od 1927 r.", www.tvn24.pl.
14. www.worldometers.info.pl.

Wydawca: Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - akant.org
We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.