Archiwum

Janusz Gryz - Pokazać, aby ukryć

0 Dislike0
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Odkryj znikomość mowy królewską moc gestu
Z. Herbet


…dawały one (filmy) doskonałą okazję do
pokazywania wszystkiego, nic nie ujawniając.
S. Kracawer, "Od Caligariego do Hitlera"


Bo wy z Niemcem…
Wy – z Niemcem, a ja nigdy z Niemcem…
Nigdy!
Julian Tuwim, "Kwiaty polskie"

1.
Leży przede mną trójjęzyczny, angielsko-niemiecko-francuski album zatytułowany „60 Years of Pfotojournalism”. Fotografie wyselekcjonował i ułożył tematycznie Hendrik Neubauer czerpiąc z archiwów amerykańskiej agencji fotograficznej Black Star, która powstała w latach 20-tych w Niemczech. Wydało album w 1997 roku niemieckie wydawnictwo Könemann mieszczące się w Köln.

Fotografia prasowa jest dokumentem i wagę swą czerpie z dokumentowania, w tym jej rola się zamyka, na nim się kończy. Dla dobrej fotografii podobnie jak dla dobrej literatury wrogiem jest fikcja, którą posiłkuje się fotografia artystyczna upozowana wedle schematów, wytwornie kiczowata. Najlepsza jest ta, która nie ma autora, tzn. rezygnuje z aranżacji, jeśli ma wydobywać tak zwaną obiektywną prawdę o obiektywnej rzeczywistości. Operator filmowy Karl Freund (Waletr Ruttmann, Symfonia wielkiego miasta, 1927) na pytanie, czy uważa „dokumentarne” zdjęcia za sztukę odpowiada: To jest jedyny typ fotografowania, który jest prawdziwą sztuką. Dlaczego? Ponieważ dzięki niemu można portretować życie. […] Realizm! To jest dopiero fotografia w swej najczystszej formie.

Jedyna fotografia prasowa, która wisi w moim domu, w moim pokoju, na tym regale, na którym zgromadzone są najdroższe mi książki, to czarno-białe zdjęcie o niewielkich wymiarach wycięte w latach osiemdziesiątych ze Sterna i podpisane: Hungerndes Kind in Somalia.

2.   

Autor ułożył materiał w pięć grup tematycznych: Kreig und Krise, Jäger und Sammler, Schnappschuss und Sinnbild, Idylle und verlorenes Paradies, Kleine Leute – grosser Auftritt. Z uwagi na cel jaki sobie stawiam, zajmę się tylko grupą pierwszą, tzn. porównaniem dokumentacji fotograficznej kilku największych wojen na obszarze całego świata, poczynając od wojny chińsko-japońskiej (1937-1945) kończąc na wojnie wietnamskiej (1964-1975). Ściślej: brakiem proporcji w „unaocznianiu” tych wojen, a zwłaszcza drugiej wojny światowej wywołanej i przeprowadzonej przez Niemców, jak również tendencyjnym doborem, selekcją fotografii.

Jeśli założymy, co wydaje się ze wszech miar logiczne, że ilość fotografii „prezentujących” dany konflikt powinna być wprost proporcjonalna do jego rozmiaru czasowego i geograficznego, do liczby jego ofiar czyli liczby zbrodni, to spotykamy się tu z zastanawiającą, zdumiewającą niekonsekwencją która całą pewnością nie jest dziełem przypadku.

Tak więc wojnę chińsko-japońską, która pochłonęła ponad 20 mln ofiar (w tym 17,5 mln cywili) po stronie chińskiej i 1,1 mln po stronie japońskiej dokumentuje 6 fotografii w tym m.in. zdjęcie rejestrujące przerażające skutki japońskiego nalotu bombowego na park rozrywki w Szanghaju oraz to, na którym widzimy scenę rozstrzeliwania o świcie chińskich jeńców stojących z zawiązanymi oczami i skrępowanymi z tyłu rękami przed murem w Nankinie. Wojnę domową w Hiszpanii (1936-1939), w której poległo ponad 500 tysięcy ludzi dokumentuje 8 fotografii. Wojnę w Wietnamie – 10 fotografii. Przy czym żadna z nich nie przedstawia żołnierzy amerykańskich, mówiąc metaforycznie, w złym świetle. Oglądając te fotografie ma się wrażenie, że oni nie zabijali, lecz że tylko ich zabijano, że tylko oni cierpieli, rozpaczali, modlili się, pisali listy. Dokumentacyjny charakter tych w większości znakomitych zdjęć pozostaje w oburzającej sprzeczności z ich nieobiektywnym, niedokumentacyjnym wyborem. Są tu zdjęcia z nabożeństwa polowego, z przeszukań wioski, z transportowania rannego towarzysza, z odwiedzin sajgońskiego burdelu. Oto na stopniu schodków siedzi zmęczony generał Schwarzkopf, dobrze wykonał swoją wojenną robotę, zezuł buty, wypoczywa. Nie ma natomiast ani jednej fotografii zabitego żołnierza Vietcongu, spalonej napalmem wioski, zwęglonego trupa wietnamskiego dziecka. Z opisu dowiadujemy się, że w wojnie tej zginęło 47 tysięcy żołnierzy amerykańskich, 300 tysięcy zostało rannych, natomiast informacji o stratach przeciwnika na próżno szukać. Czyżby krew Amerykanina miałaby być cenniejsza od krwi Wietnamczyka? Ta pełna pogardy pycha szokuje, budzi protest, przypomina starożytność rzymską i jej wielkopański stosunek do niewolnika, którego życie mniej warte, od życia ulubionego pieska. A przecież każde życie jest równie cenne, z równą troską, pieczołowitością winniśmy je chronić, o nie zabiegać niezależnie od tego czy jest to życie chłopa z wietnamskiej dżungli, czy najświetniejszego generała najpotężniejszej armii. Niech więc zostanie zapamiętane to, co świadomie pominięto: straty Vietcongu to 900 tysięcy żołnierzy, blisko milion cywilnych Wietnamczyków, na temat liczby rannych brak danych.

3.

Da capo (jakże niewinne łacińskie „capo” nabiera w niemieckim złowieszczej treści „kapo”; Sprache ist mehr als Blut).

Dojście Hitlera do władzy „unaoczniają” dwie fotografie przedstawiające gęsią skórkę tysięcy niewyraźnych aryjskich głów z pierwszoplanową postacią Führera w samochodzie z uniesioną w faszystowskim pozdrowieniu ręką (jakże niewinnie uniesiona ludzka ręka nabiera złowieszczego znaczenia, gdy jest to ręka niemiecka).

Antysemityzm w przedwojennej Europie obrazują cztery fotografie, w tym trzy z getta warszawskiego i jedna z wiedeńskiego.

Getto warszawskie

Pierwsza fotografia. W kwadratowej ramie okienka w żelaznych drzwiach przekrzywiona głowa w kaszkiecie, z brodatą twarzą, z wypełnionymi strachem zezującymi oczami, która skryła się tu w ucieczce przed pogromem.

Druga fotografia. Ulica w getcie. Na tle witryny sklepowej i drzwi z wywiniętą secesyjnie ukośną rurą poręczy (pamiętam z dzieciństwa takie poręcze), na tle skrawka oświetlonej słońcem obłupanej ściany i zaryglowanego masywną żelazną kratą wejścia do sąsiedniego sklepu kilka postaci. Dwaj mijający się mężczyźni w długich płaszczach, na rękawie jednego biała opaska, w kapeluszu i czapce, dwie nieruchomo stojące dziewczynki w obszarpanych ubraniach wpatrujące się w fotografa i trzy idące kobiety, z których jedna, najbliższa, w wielkich zniszczonych buciorach na chudych nogach, w porwanym płaszczu niesie w rękach niemowlę. Jej usta wykrzywia udręka krzyku, którego nie słyszy nikt, nawet Bóg.
Trzecia fotografia. Na gołej ziemi leży podobny do faworka zagłodzony na śmierć przeraźliwie chudy szkielet. Drugi, równie nagi, głową w dół układają na dwukołowym wózku odwróceni tyłem dwaj mężczyźni.

Getto wiedeńskie

Stary Żyd z brodą, moczy pod strumieniem wody z ulicznego hydrantu czerstwą ćwiartkę chleba.

A gdzie dokumentacja z terenu Niemiec, gdzie fotografie choćby Nocy Kryształowej (Kristallnacht albo, jak pisze Reich – Ranicki, Reichspogromnacht), w czasie której nazistowskie bojówki spaliły 1.300 tysięcy synagog, splądrowały 7,5 tysiąca żydowskich sklepów, zabiły co najmniej 91 Żydów. Aresztowano wtedy 30 tysięcy Żydów i umieszczono w kacetach w Dachau, Buchenwaldzie i Sachsenhausen. Nie, Niemcy antysemityzmu nie znali, żadnych tam Judenhetzen, skądże znowu.

A polski antysemityzm był w latach 30-tych imitacją tego, co działo się w Niemczech.

4.

II wojna światowa
Najpierw trochę statystyki, trochę pouczającej nudy, materiału wysuszonego jak archiwa, w których jest przechowywany. Statystyki, która odrzuca pojęcie indywidualności, uznaje tylko zbiory. Dane zetlałe, zasuszone jak liść w pamiętniku, którego dzisiaj poza weteranami i historykami nikt nie czyta, zajęty agonem, konsumpcją, pogonią za rozrywką. A więc wydobądźmy tych kilka nabrzmiałych cierpień i śmiercią do granic niemożliwości abstrakcyjnych wielkich liczb, ten obojętny szereg cyfr zamykający w sobie to, co niepojęte, co przekracza granice ludzkiej wyobraźni, co przez swe doświadczenie zepchnięte zostało w milczenie.
Szacuje się, że w wyniku działań wojennych, oraz popełnionych podczas wojny zbrodni, życie straciło – i tu mamy różne dane – od 55 do 60 mln ludzi (Britannica), 72 mln, z tego 74 mln cywilów (Wikipedia). I dalej za Wikipedią (ograniczając się do Europy, do niektórych tylko jej krajów): Polaków – 6 mln (w tym 3 mln 200 tysięcy obywateli polskich pochodzenia żydowskiego), Rosjan – 23 mln 100 tysięcy, Jugosławian – 1 mln 27 tysięcy, Francuzów – 562 tysiące, Anglików – 450 tysięcy, Żydów będących obywatelami innych państw – 3 mln, Niemców – mln 293 tysiące.

Wróćmy na chwilę do wojny w Wietnamie i przypomnijmy liczbę ofiar i fotografii, których użył autor, by ten konflikt przedstawić: w wojnie tej zginęło, sumując liczbę ofiar po obu stronach, odpowiednio: 1 mln 900 tysięcy Wietnamczyków i 47 tysięcy Amerykanów, co daje w przybliżeniu 2 mln; autor wojnę tę ukazał na 10 fotografiach. 

Ile więc zdjęć winien użyć, by zachowując proporcje przedstawić drugą wojnę? - 360. A ile w albumie zamieścił – 43.

A teraz podzielmy te fotografie na dwie grupy: działania wojenne i popełnione podczas wojny zbrodnie i zobaczymy, jak to się przedstawia liczbowo i jakie to są zdjęcia.

5.

Działania wojenne

Rok 1939, wrzesień.
Kampania wrześniowa - 1 fotografia.
W walkach z Niemcami zginęło 66 tysięcy żołnierzy polskich, rany odniosło 134 tysiące, a 420 tysięcy dostało się do niewoli. Autor „zilustrował” tę wojnę fotografią, która przedstawia wóz drabiniasty na drewnianych kołach z obręczami wypełnionymi bierwionami, na których siedzi nakryty kapotą dziesięciolatek, za nim wypchany kanciasto juchtowy worek, brzozowa miotła, wyszczerzone na bok trzy drewniane zęby grabi.

Rok 1940, wiosna.
Inwazja Niemców na Norwegię - 1 fotografia.
Liczba zabitych żołnierzy alianckich – 3.734. Fotografia przedstawia wtuloną w szczelinę skalną kobietę, która zasłania twarz kołnierzem płaszcza.

Rok 1940, lato- rok 1941, maj.
Bitwa o Anglię – 1 fotografia.
W wyniku niemieckich nalotów do końca maja 1941 roku straciło życie ponad 41 tysięcy osób cywilnych, ponad 52 tysiące zostało ciężko rannych. Fotografia przedstawia rów, w którym ukryła się przed nalotem bombowym gromadka dzieci.

Rok 1941, wiosna.
Kampania Bałkańska (Jugosławia, Grecja) - żadnej fotografii. Wskutek ataku lotniczego na Belgrad – przez zaskoczenie, bez uprzedniego wypowiedzenia wojny Jugosławii - zginęło około 24 tysiące osób. Ogólna liczba zabitych Jugosławian – ponad milion. Starty greckie: 13 tysięcy zabitych, 63 tysiące rannych.

Rok 1941, 22 czerwca – rok 1945, 9 maja.
Wojna z ZSRR- żadnej fotografii.
Pierwszy łeb złożyła pod radziecki topór germańska hydra pod Moskwą (październik 1941- styczeń 1942), drugi w bitwie stulecia pod Stalingradem (23 sierpnia 1942 - 2 lutego 1943), trzeci w największej bitwie pancernej w historii świata na Łuku Kurskim (4 lipca - 23 lipca 1943). I okrwawiona, z przetrąconym grzbietem, zabijając po drodze wszystko, co niewinne i bezbronne, popełza do berlińskiego barłogu, by tam zdechnąć wśród dymów i poskręcanych w ogniu rumowisk. Liczba zabitych idzie w miliony. Tylko w samych walkach o Dom Pawłowa w Stalingradzie straty niemieckie były wyższe niż przy wzięciu Paryża.

Rok 1941, 7 grudnia- rok 1945, 2 września
Wojna na Pacyfiku – 3 fotografie.
Pierwsza fotografia. Japoński atak bombowy na Perl Harbor (7 grudnia 1941).
Kłęby czarnego rozświetlonego płomienistym ogniem wybuchów dymu nad lotniskiem zastawionym kruchymi modelami samolotów.
Druga fotografia. Grzyb atomowy po wybuchu bomby nad Nagasaki (9 sierpnia 1945). Dodajmy gwoli przypomnienia: 75 tysięcy zabitych.
Nie ruiny i zwęglone trupy, lecz estetyczny ogromny biały balon unoszący się majestatycznie nad chmurami.
Trzecia fotografia zamieszczona obok i przez to bezczeszcząca pamięć ofiar drugiej: wizyta w zamtuzie zwycięsko uśmiechniętych żołnierzy amerykańskich obmacujących bez żenady pokornie uległe japońskie prostytutki.

6.

Działania wojenne. Ciąg dalszy.

Co my tu jeszcze mamy? Mamy tu wszystko i nic. I to więcej nic niż wszystko. Spośród pozostałych 36 fotografii pominę te, które przedstawiają dramat rzeczy. Nie wspomnę, bo cel mam inny, ruin domów i ulic, dramatu mebli w tych domach, pościeli, firanek, obrazów, dziecięcych zabawek… [Napisano tysiące książek o tragedii ludzi w tej wojnie, wypadałoby napisać choć jedną o dramacie zwierząt (Klemperer: odebrano nam [Żydom] nasze zwierzęta domowe: psy, koty, a nawet kanarki, i zabito je) i roślin, tych milionów zastrzelonych, spalonych koni, krów, świń, psów. (J. Tuwim, Kwiaty polskie: Za psy bombami rozszarpane / Za zmarłe pod strzaskanym domem, / Za te, co wyły nad swym panem, / Drapiąc mu ręce nieruchome;), ptaków (J. Tuwim, Kwiaty polskie: I z tego wzgórza ponad stawem, / Na którym, w owym wrześniu krwawym, / Ptaki, od huku oszalałe, / Przed śmiercią – jeszcze pożegnały / Łabędzią pieśnią swą Warszawę!), tych milionów drzew, zbóż, traw ogarniętych i unicestwionych płomieniami]. A więc co my tu jeszcze mamy?

Oto trzy Włoszki ogolone za kolaborację z Niemcami prowadzone ulicami Bolonii wśród natrząsającego się z nich tłumu.

Oto czterech alianckich żołnierzy w płytkich hełmach, transportuje na noszach kamienistą ścieżką rannego w rękę towarzysza. Ranny towarzysz pali papierosa, uśmiecha się i zdaje się beztrosko pogwizdywać. Ładny taki można powiedzieć krzepiący harcerski obrazek pełen troskliwej opieki pośród skąpej roślinności.

Oto prowadzony pod karabinem ulicą Utrechtu gefrajter z uniesionymi – Hände hoch! – rękami. (Jeszcze 3 zdjęcia tego rodzaju z północnej Italii). Dla nas, powojennych dzieci, wojna, w którą się stale bawiliśmy, składała się z ruin, wygrzebanej z tych ruin broni i kilku niemieckich słów wykrzykiwanych z gardłową wściekłością. Do najczęściej używanych należały: Hitler kaput, raus, hände hoch, schnella, schnella…

Oto młodzi schludnie odziani podstrzyżeni Niemcy w obozie internowania zgromadzeni w sali kinowej, poddani procesowi denazyfikacji: oglądają film z obozu koncentracyjnego.

Oto znów obóz internowania (6 zdjęć) czy raczej obóz harcerski i życie w tym obozie. Żeński personel biurowy Wehrmachtu w postaci czterech dorodnych Lorelei w skąpych strojach plażowych opala swe wdzięki pod gorącym słońcem Florencji. Szeregi namiotów z rozwieszoną na sznurkach suszącą się bielizną. Scena przy kuchni polowej: rozebrani do połowy, w krótkich spodenkach, z menażkami w rękach uśmiechnięci żołnierze otaczają kucharza z chochlą. Hier trifft sich München täglich um 20 Uhr – mówi tabliczka na słupie – niemieckim dębie. Pod słupem trzej mężczyźni z tęsknie uniesionymi głowami kontemplują ten napis i jakoś tak we wrażliwym sercu widza budzi się współczucie, żal mu tych o f i a r rozdzielonych z rodzinami, z żoną i dziećmi, z pięknym bawarskim Vaterlandem, zwłaszcza z jego piwiarniami.

Oto jakieś dziewczęta naciągające na długie zgrabne nogi nylonowe pończochy – uda odsłonięte aż po koronkę majtek, jakieś kobiety z dziećmi spacerujące po pokładzie statku, jakiś Churchill przed żołnierskim frontem, jakiś grzęznący w błotnistej drodze soldat w płaszczu na tle ośnieżonych wzgórz.

Oto na trawie dwie całujące się pary splecione w mocnym miłosnym uścisku. Obok trzeci żołnierz, samotny voyeur, lorgneur przyglądający się tamtym z pożądliwą ciekawością. Doceńmy takt dokumentalisty, że nie poczekał kilku minut, mielibyśmy bowiem czystą już pornografię. Przypomina się w tym miejscu znakomity wiersz Czycza „Brama”.

Jak więc widać wszystkie te zdjęcia ukazują, co by nie powiedzieć, drugorzędne, uboczne skutki wojny, jej obrzeża. Autor albumu stosuje kamuflaż, kieruje oczy widza na zdarzenia mimo wszystko marginalne, by odwrócić uwagę od „epoki pieców”, by zminimalizować, rozmyć winę. Używa eufemizmów, które „sytuację straszną pozorują na coś spokojnego”. Zdjęcia te robią wrażanie jakby autor wybierając je starał się niby to pokazać prawdę o wojnie, w istocie jednak po to, aby ją ukryć. Zeigen, dass verbergen. Wszystkie one są jak kręgi zaprzeczenia otaczające bestialstwo.

7.

Popełnione podczas wojny zbrodnie

Według publikowanych obecnie (New Jork Times - za Onetem z dnia 3 marca i 6 marca 2013 r.) wyników badań prowadzonych przez amerykańskich badaczy z „Holokaust Memorial Museum” w Waszyngtonie, Geoffreya Megargee′a i Martina Deana w Europie w okresie nazizmu było 42.500 miejsc kaźni, w tym 30 tysięcy obozów pracy, ponad 1.100 żydowskich gett, prawie tysiąc obozów koncentracyjnych, 500 domów publicznych, w których zmuszano kobiety do uprawiania prostytucji, a także bliżej nieokreślona liczba ośrodków zwanych przez Niemców „centrami opieki”, w których kobiety siłą poddawano zabiegom aborcji i zbrodniczym eksperymentom medycznym. Nebenbei bemerkt: pierwszy wiersz jaki opublikowałem w wieku lat dwudziestu nosił tytuł „Ravensbrück”. W obozach tych zginęło od 15 do 20 milionów ludzi, w tym ponad 6 milionów Żydów. Co z tej hekatomby przedostało się do albumu? Jedno zdjęcie!

Może przedstawia ono tę odciśniętą w pamięci zbiorowej scenę, na której żołnierz „szlachetnego” Wehrmachtu mierzy z karabinu do stojącej tuż przed nim młodej kobiety z niemowlęciem na ręku? Nie. Może konferencję w Waansee z 20 stycznia 1942 roku, na której niemieccy prominenci hitlerowskiej służby państwowej naradzali się nad, jak to eufemicznie określono, „rozwiązaniem kwestii żydowskiej”? Nie. Może – wie es in Celans „Todesfuge” hieβt: ein Grab in den Lüften – kominy Auschwitz, Birkenau, Bełżca, Sobiboru, Treblinki, Chełmna nad Nerem, Majdanku, Płaszowa, Stutthofu, Gross-Rosen, Bergen-Belsen, Oranienburga, Theresienstadt? Nie. Może anus mundi, komorę gazową Auschwitz? Nie. Może Himmelfahrtstrasse Treblinki? Nie, może doły Treblinki wypełnione polanymi naftą tysiącami płonących ciał? Nie. Może Amona Götha, komendanta obozu w Płaszowie, tego z „Listy Schindlera”, który z balkonu swojej wilii uwielbiał strzelać do więźniów? Nie. Może Powstanie Warszawskie i wymordowanie Warszawy (ponad 200 tysięcy zabitych)? Nie. Może jakąś jedną spośród dziesiątek, setek, tysięcy w okrutny sposób spacyfikowanych wsi i miasteczek? Nie. Może jeden z symboli Endlösung-Warszawskie Getto? Nie. Może ową dreiβig Jahre alte Frau z Warszawskiego Getta, die vor Hunger dem Wahnsinn veefallen war i która hat aus der Liche ihres zwölfjährigen Sohnes einen Gesäβteil herausgeschnitten und zu verspeisen versucht? Nie. Może jedno z 30 tysięcy dzieci zamojszczyzny, które zostały odebrane rodzicom, ukradzione, wyrwane z rąk na ulicy w celu germanizacji bądź eksterminacji? Nie. Może jednego małego Polaka z około 250 tysięcy, którzy przebywali w domach Lebensbornu? Nie. Może rozstrzelanie ponad 100 tysięcy Żydów w Babim Jarze (E. Eбмушенко: Наг Бабьим Яром шелест гиких траб)? Nie. może jeńców, robotników przymusowych skazanych na katorżniczą głodową pracę, w wyniku której masowo ginęli w dziesiątkach tysięcy obozów? Nie. Może to zdjęcie mojej matki, wtedy czternastoletniej dziewczynki pochwyconej 22 czerwca 1942 roku na ulicy Królewskiej w Kutnie przez urzędniczkę – blondhaarige Hitlerchen o złowrogim spojrzeniu niebieskich oczu – Arbeitsamtu (urząd znajdował się przy równoległej do Królewskiej ulicy Podrzecznej, poniżej kościoła św. Wawrzyńca) i wywieziony na roboty do Niemiec (Ostdorf über Eckenferde, Schleswig-Holstein), gdzie pracowała do końca wojny w gospodarstwie bauera Heinricha Krolla? Nie. Może to zdjęcie mojej babci Rozalii, chłopki ze wsi Ruda pod Mińskiem Mazowieckim, która woziła żywność do głodującej Warszawy i którą poszczuł psem rasy owczarek niemiecki folksdojcz- bahnschutz na stacji Dębe Wielkie? Pies wabił się Barry, jak ten należący do jednej z bestii Treblinki, Kurta Franza. Niedługo potem bahnschutz wyrokiem podziemia skazany na karę śmierci został wypchnięty przez dwóch młodych mężczyzn z pędzącej kolejki w słoneczny letni dzień, wierny Barry skoczył za swoim panem. Wiele lat po wojnie oglądałem blizny na jej nogach, na łydkach i udach – ślady po tamtym pogryzieniu. Nie. Może to zdjęcie zakatowanego w Radogoszczy męża cioci Marii z Łodzi? Nie. Może…?

Może…? Może…? Nie! Nie! Nie!

Więc, co przedstawia ta jedna jedyna fotografia? Otóż przedstawia ona wnętrze anonimowego obozowego baraku z kratownicą nar, z których wychylają się ostrzyżone do skóry skrajnie wygłodzone głowy więźniów. Przy tych głowach miski, w tych głowach nieżywe czarne oczy bezdennie puste, choć ludzie jeszcze prawie żywi. Zdjęcie nuży powtarzalnością tych ułożonych na pryczach głów i podobne jest do wypranej z emocji, odpersonalizowanej, zdehumanizowanej ludzkiej tapety. Jakaż przerażająca ilustracja nienawiści nazistów do humanizmu, psychologicznie chłodnej, wyrachowanej fascynacji rodem z Marinettiego – tu w zgodzie z bolszewizmem- masami, wyrażonej expressis verbis przez Majakowskiego w poemacie „Włodzimierz Iljicz Lenin” [Владимир Ильиг Ленин]

Jedinica- wzdor, [Единица-бэдр,
    jedinica- nol, eдиница-ноль,]
(Jednostka- bzdurą, jednostka- zerem)

Obraz zastępuje setki słów. Pamięć przechowuje obraz, podczas gdy słowo dawno rozwiał wiatr zapomnienia. Tym większa odpowiedzialność za to, czym karmi się oczy, za to, czym karmi się uszy. Nie przypadkiem pisze Herbert: Odkryj znikomość mowy królewską moc gestu. Jednak słowo nabiera siły obrazu wtedy, gdy jest narzucane przez milionkrotne powtarzanie i przez to przyjmowane – jak obraz – mechanicznie i nieświadomie. W rozprawie z 1920 roku „O prirodie słowa” (O naturze słowa) Osip Mandelsztam pisze: Po suszczestwu, niet nikakoj raznicy mieżdu słowom i abrazom. Słowo jest uże obraz zapieczatannyj […]”

W istocie rzeczy nie ma żadnej różnicy między słowem i obrazem. Słowo to zapieczętowany obraz.) [O рыгирoде cлова: По сущеcтву, нет никакой раэницы между слоом и образом. Слово ecmь уже oбраз запечатaнный…]

Fotografia dokumentalna obok podstawowego jej waloru poznawczego, niesie niewymuszony ładunek emocjonalny. Czytelność tego ładunku zależy od kulturowo ukształtowanej wrażliwości serca. Wiedząc to, autor tak dobiera zdjęcia, by wzbudzić współczucie przede wszystkim do Niemców, których przedstawia w roli ofiar wojny. Jedyne dwie fotografie dokumentujące nagą śmierć – „Meister aus Deutschland” jak nazywa ją Paul Celan – to dwa wyszczerzające zęby zdjęcia na ściółce apenińskich lasów (zima, 1944), na każdym trup niemieckiego żołnierza w hełmie z paskiem podtrzymującym opadłą szczękę, z krzyżem żelaznym pod martwą brodą.

Na próżno szukać w albumie Goldfasanów, blond bestii, udekorowanych teutońskich morderców z „denn heute gehört uns Deutschland und morgen die ganze Welt” na ustach, nigdzie ani cienia fanatycznego esesmańskiego gada z syczącymi błyskawicami  SS na klapach, ani śladu gestapowskiego zwierza w czarnym mundurze z trupią czaszkę na otoku wytwornej czapki, ze swastyką na przedramieniu (za Klempererem, L.T.I. Notizbuch eines Philologen: To coś w rodzaju damskiej podpaski), z napisem „Gott mit uns” na klamrze pasa.

Tak, to Niemcy posługując się gumką eufemizmu czyli uniku, kamuflażu, dezinformacji, przemilczenia, fałszu, kłamstwa wycierają z historii prawdę o najbardziej bestialskiej, najstraszniejszej w dziejach ludzkości zbrodni, której się dopuścili na narodach Europy.

Ale, na szczęście, nie wszyscy. Trzy przykłady: Günter Grass: Historia, historia, którą my Niemcy nieustannie kalamy, ta historia jest jednym wielkim zatkanym wychodkiem. Wciąż spuszczamy i spuszczamy wodę, a gówno nadal wypływa. Performans Niklasa Franka, który w każdą rocznicę stracenia swojego ojca Hansa Franka masturbuje się nad jego fotografią aż do orgazmu. Berlińska wystawa Wehrmachtu, która udowodniła, że zwykli niemieccy żołnierze Trzeciej Rzeszy popełnili przerażające zbrodnie.

marzec 2013

G. Grass zmarł 13 kwietnia 2015 roku w wieku 88 lat.

Wydawca: Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - akant.org
We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.