Archiwum

Jakub Szymczak - W o l n i

0 Dislike0
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
W pokoju unosił się zapach potu i papierosów. Po chwili dołączyła do nich woń czarnej kawy. Nie byłem z tego specjalnie zadowolony - mam na myśli pot - kawa i papierosy są dla mnie ważnie jak dla Jarmuscha albo nawet bardziej.

Z głośników rozchodziły się dźwięki smutnej muzyki. Dlaczego Bowie nazwał ten kawałek “Warszawa”? Czytając w milczeniu Bukowskiego przygryzłem wczorajszą bułkę. Nakruszyłem trochę między kartki, przypaliłem krawędzie kilku z nich papierosowym popiołem. Miałem nadzieję, że bibliotekarka o szarych włosach, z okularami zwisającymi na łańcuszku, w swoim słynnym kremowym pulowerku i kwaśną miną nie będzie wystarczająco spostrzegawcza by mi to potem wypomnieć. Niedługo po śniadaniu umyłem się i częściowo ubrałem. Pragnę jednak podkreślić, że śniadanie nie jest dla mnie równoważne z porą ranną. Była wtedy mniej więcej czternasta.

 

Przez dźwięki muzyki przebił się dzwonek do drzwi. Nie... Właściwie to był domofon. Co prawda nie jestem jednym z tych ludzi, którzy słysząc dzwonek z klatki schodowej odbierają domofon, a na dźwięk właśnie domofonu przystawiają ślepia do wizjera w drzwiach mieszkania. Po prostu mi się pomyliło. Raz jeden...

Podszedłem do drzwi i - nie patrząc w “judasza” - otworzyłem drzwi. Na korytarzu, oparty o barierkę schodów, stał Beny. Ćmił jak zawsze swoją nabijaną fajeczkę. Ubrany w przykrótki szary garnitur, koszulę w niebieskie paski i melonik. Niesamowity koleżka. Ma dokładnie tyle samo lat, co ja.. Żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku, a on wygląda jak Charlie Chaplin, na dodatek widząc mnie, szybko kieruje głowę ku górze, po czym jakby traci w niej czucie, opuszczając ją szybko i bezwładnie, mówi:

- Serwus, Zbyniu!

- Wcale nie mam na imię Zbyniu, tak to sobie wymyślił i już raczej przy tych swoich głupotach pozostanie...

- Cześć. Wchodź.

Wtedy Beny prostuje się i wydaje z siebie dźwięk wściekłego kota. Zawsze to tak wygląda. Potem oczywiście uderza kilkakrotnie fajką w futrynę i wskakuje do mieszkania. Oczywiście ja jestem już wtedy zwrócony do niego plecami. Ogólnie to zawsze wygląda tak samo. Gnojek nigdy nie ściąga butów.

- Zdejmij buty - mówię. No, zdejmuj i zostaw przy drzwiach!

- Ależ, Zbyniu! Ranisz moje najgłębsze uczucia!

I oczywiście nie zdejmuje. Włazi mi tak do chaty o każdej, choćby najbardziej syfiastej porze roku. U siebie też tak, dziwak, chodzi, tyle że w czystych, bo by mu matka łeb urwała za piasek w mieszkaniu. Może tak to sobie właśnie odbija. W domu wszystko musi błyszczeć, to chociaż cudzy dom zapaskudzi. W każdym razie jego stopy nigdy nie oddychają. Wiecznie w jakichś brązowych półbutach z białymi noskami, na których wyraźnie widać dziurki od czarnych szwów. On tak chyba zaczął po śmierci swojego brata. Samobójczej zresztą. Był dla niego totalnym autorytetem. Wiecznie mu opowiadał, że życie jest piękne i trzeba je chwytać, ale nie zębami, jak to robią dziwki i politycy, tylko dłońmi, jak piękne dziewczęta chwytają kwiatki na łące. (Jego ulubionym kawałkiem była piosenka “Lucy in the sky with diamonds - i to nawet sporo wyjaśnia). Aż tu nagle dzień przed wigilią znaleźli go wiszącego na sznurze, w jego sypialni, a na stoliku koło łóżka leżała kartka z napisem “Uwierzyłem w swoje kłamstwa”.

Ale Beny się nie poddaje. Najpierw, chyba do wiosny, był zupełną niemową. Trzymali go w domu, karmili jakimiś prochami, ale pewnego dnia przyszedł właśnie do mnie (nie zdejmując butów, oczywiście) w tym ubraniu, co teraz i z tymi swoimi nowymi - starymi manierami. Ze dwa lata już chyba minęły. Ech, prawie się już przyzwyczaiłem. Tylko do tego jesiennego błota na moim dywanie nigdy się nie przyzwyczaję.

Tym razem przeszedł mi przez połowę mieszkania, po czym rzucił się na łóżko. Sięgnął do popielniczki po tlącego się papierosa (fajkę włożył za pazuchę), zaciągnął się nim i odłożył go. Z rozmarzoną miną przyglądał się sufitowi.

Ej, ale na łóżko mi w butach się nie ładuj! Ja w nim czasem śpię! - Zepchnąłem jego buty i usiadłem na krześle - Co jest?

Wydawca: Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - akant.org
We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.