XV Agon poetycki „O Wieniec Akantu" - Grand Prix
W styczniu przeprowadziłem się do mieszkania
Którego okna wychodzą na stację dializ
Każdego wieczoru przyglądałem się jak padał
Deszcz małych kropel
Szarych odległością i brakiem słońca
Plastikowe węże jak koryta wielkich rzek
Wyginały się niknąc pod obcą skórą
Moja była sucha i nawilżałem ją dobrym kremem
Nie pamiętam jakiej firmy
Widziałem jak przewozi się worki z krwią
Sterylne i odpowiednio opisane
Widziałem jak metal wchodzi w ciało
I poszukuje rzeki
Stałem nieraz na jej brzegu i bosymi stopami
Trzymałem się miejsca
Najpiękniejszy jest świat kiedy milczy
W samo południe chowa się przy policzku
Na wszystko jest wtedy jakby za wcześnie
I na nic przychodzi mi rozmowa
O wielkich sprawach
W grudniu śnieg zarysował suche fale
Ciało marszczyło się piaskiem
Osadzało momenty na wydmach
A ja z gorącą herbatą w ręku
Przez okno patrzyłem jak niektórzy
Potrafili wyrwać śmierci kolejne pół roku życia
KROPLE 2
W szpitalu cisza kapie z kroplówki
Powoduje że każdy staje się osobnym
Punktem skupienia dla swojego świata
Nie tak wysokim jak katedra i nie tak
Wzniosłym jak dym z kadzideł
Ta cisza wybiera ciało by żyć w jego wnętrzu
Przerywana jest jedynie biciem serca
Jakby to serce było starym ściennym zegarem
W szpitalu cisza zdejmuje swoje maski
Tak jedna po drugiej
Zabiera chorych na spacer po plaży
By wstawali rano już obudzeni
Przy obiedzie zagina łyżki jak rzeczywistość
I wypacza prawdę
W szpitalu cisza ma w ręku białą kredę
Którą zaznacza wszystkie cienie
Nie słychać jak leci z kranu woda
Kropli rzeźbiących biblijne sceny na skórze
I nie słychać też upadających kamieni
Z których bezwładnie zwisają ramiona
W szpitalu niekiedy rodzi się skrzep
Zatykający wszystkie drogi
Ktoś kieruje ruchem łącząc żyły i tętnice
W tajemniczy splot
I ileż tu życia co już nie jest życiem
Ile gęstej nieprzeniknionej mgły