Pere Lachaise założony w roku
gdy Pierwszemu znudziło się być konsulem a zechciało cesarzem
przeszło dwieście lat póżniej błądzę po pustych alejkach
nie umyka moim oczom skromny pogrzeb nie śmiech podchodzić
las nagrobków skrywa czerń
żałobników odchodzę powoli
dotykam o nieszczęsny zgniłozielone wytarte krocze
Oscara Wilda w pięknie skrojonym garniturze
dandysa ponoc ten gest wpływa
na udane życie seksualne a dziękuję
może być nigdy nie zaszkodzi spróbować
czeka na mnie Jimi Morrison od lat
dla niego koniec dla mnie początek
jeszcze jeżdzcy Apokalipsy nie dotarli
na moje podwórko jeszcze
ćmy historii czekają
a Paryż powoli rozciąga ramiona
budzi się zima wpędziła
dostojne mieszczaństwo w solidne mury
aleję Waszyngtona zaludnia długonoga brunetka
w białym płaszczu spaceruje nucąc coś pod nosem
paru odważnych na rowerach i motocyklach
wszak jest pięć powyżej zera w skali Celcjusza
luty a wszystku tu pachnie ulice mają
codzienne ablucje na Szanze Lize
widzę jakby kolegę podobny do ZP
ten sam wyraz twarzy ta figura
no może bardziej wyprostowany
niż fizys mojego przyjaciela Polaka
którego czas coraz bardziej przygniata do ziemi
tamten alter ego rozmawia przez
telefon komórkowy mój przyjaciel
Polak pozostał przy stacjonarnym
wiec to nie on został w kraju
ten ubrany w elegancką kurtkę
której Polak nie posiada
ale miło mu będzie gdy mu opowiem
że ma swoją kopię w centrum świata
swoją męską połówkę paru uczniaków goni się
mówiąc mi bonżur w przelocie przebiegu
licealista całuje dziewczynę leżąc na zielonym trawniku
w Paryżu w lutym nie ma
zimy