- Akant
- Archiwum: Miesięcznik Literacki "Akant" 2021
- Odsłony: 526
Akant 2021 nr 2
Pobierz Akant 2021 nr 2
Pobierz Akant 2021 nr 2
To był rok największej nienawiści, jaką może sobie wyobrazić człowiek. Rok balansowania po najbardziej napiętych strunach ludzkich emocji. Całkowite zatracenie wachlarza barw i odcieni, wyłączenie z uzusu społecznego pokaźnej części słownika. Niezależnie od sytuacji, problemu, zjawiska; następuje taka sama reakcja czyli skrajność.
***
Ja nie żałuję mojej wiosny dni,
Traconych w płochych miłosnych marzeniach. –
I tajemniczych nocy nie żal mi,
Ani też fletni namiętnego pienia.
Nie żal mi was, niewiernych druhów rzesz;
Biesiad i godzin spędzonych przy winie –
Nie żal mi was, moje młode zdrajczynie –
Wymyślnych zabaw nie żałuję też.
Lecz gdzież są dziś te chwile rozczulenia,
Młodzieńczych marzeń w słodkiej ciszy czas?
Gdzie dawny żar i moje łzy natchnienia?...
Lata młodości, wróćcie, proszę was!
Nie było chyba na przestrzeni wieków drugiej istoty tak różnie ocenianej jak kot. Bywał on uwielbiany, otaczany czcią, obdarowany nietykalnością, podnoszony do godności bóstwa, jak również ignorowany, poniewierany lub wręcz uważany za ucieleśnienie Szatana i palony na stosie. Tak się jakoś składa, że kot budzi żywe uczucia, nie pozostawiając miejsca na obojętność. Tak było, jest i pewnie będzie. Ma to swoje odbicie w literaturze i sztuce.
Okazuje się, że wielu wybitnych uczonych, pisarzy, mężów stanu potrzebowało towarzystwa ulubionego kota, aby móc przystąpić do pracy twórczej. Należy tu wymienić między innymi: Francesco Petrarkę, Tomasza Graya, Armanda Jeana Richelieu, Marcina Lutra czy Abrahama Lincolna. Do największych wrogów kota należeli Napoleon Bonaparte, Juliusz Cezar, Benito Mussolini i Adolf Hitler.
Mitologia to poezja, a język poezji jest bardzo elastyczny.
Joseph Campbell Potęga mitu
Jestem tylko człowiekiem
– denerwują mnie skrzydła motyla,
jedno, które pozostało po tym
jak z zazdrości złapałem się
by lecieć z nim.
rdza jest domeną świtu
wtedy miasto koroduje w zderzeniu z mgłą
rude płaty sennie spadają na ulice
i tylko ukryci w cieniu ruder kloszardzi
potrafią przemienić je w złoto
Nieczęsto zdarzało się w dziejach Rosji, aby o władcy na tronie Romanowów wypowiadano tak diametralnie przeciwstawne opinie, jak o Piotrze III i za jego życia i po śmierci. Z jednej strony historycy nie szczędzili mu czarnych barw.
1991
Początkowo pierwsze objawy, które pojawiły się u mnie w wieku piętnastu lat wyglądały na głęboki zespół natręctw myślowych, potem objawiła się duża depresja. Początek wielkiego wysiłku, jakim jest dojrzewanie zbiegł się w czasie z pierwszymi niepokojącymi sygnałami, że coś zaczyna się złego dziać w mojej młodej psychice.
Soleczniki (lit. Šalčininkai) położone w odległości 45 km na południe od Wilna, nad rzeką Solczą, przy szosie biegnącej do Lidy i Nowogródka, to jedno z największych skupisk Polaków na Litwie. Chociaż liczy sobie zaledwie 7 tysięcy mieszkańców, sprawia wrażenie dość dużego miasta. Jego największą ozdobą jest neoklasycystyczny pałac Wagnerów, polskiej rodziny pochodzącej z Pomorza. Nim Wagnerowie stali się właścicielami Solecznik Wielkich – tak w przeszłości nazywały się Soleczniki w odróżnieniu od położonych w pobliżu Solecznik Małych – należały one do Hlebowiczów (od XIV w.), potem Radziwiłłów, Lackich i Chodkiewiczów. W 1823 r. Soleczniki Wielkie kupił za 35 tysięcy rubli Karol Ferdynand hr. Wagner (1786–1863) herbu Lew, żonaty z Anną z Feldmanów herbu Drzewica, syn Marcina Wagnera, królewskiego aptekarza, dowódcy oddziału kosynierów podczas insurekcji
„Samotność płynie całymi rzekami".
Rainer Maria Rilke
Poniższe rozważania nie pretendują do wyczerpującego omówienia problemu samotności artysty, naświetlenia wszystkich jego źródeł w celu ich skatalogowania i zrozumienia, a są jedynie kolejnym głosem – być może zbyt niepewnym, by został usłyszanym, być może nic nie znaczącym – w toczącej się od lat dyskusji.
prawda tak niewygodna jak za ciasne buty
gdy pijemy aż do dna ze źródeł zatrutych
zachłysnąć się nie sposób trucizna się sączy
kropelka za kropelką kto do nas dołączy
W Wielki Piątek dowiedziałam się o śmierci mojej jedynej ciotki. Zmarła we własnym łóżku, przy którym na stoliku leżały jej dwa telefony komórkowe. Komórka to coś więcej niż telefon stacjonarny. To taki specjalny wynalazek dający poczucie bezpieczeństwa, że gdzie byśmy się nie znaleźli, nie jesteśmy sami tylko z naszym telefonem.
Żyjemy w trzecim tysiącleciu ery nowożytnej. Wydaje się, że wiedza daje nam nowe, wspaniałe możliwości… Mamy dostęp do techniki umożliwiającej robienie rzeczy, które były uważane za wytwory fantazji w wiekach ubiegłych… A jednak od pradziejów nie zmieniła się lista naszych spraw najważniejszych…
(…) poeci drżeniem
świętokrzyskiej ziemi
Jan Stępień
Stanisław Rogala jest pisarzem o bardzo obfitym i zróżnicowanym dorobku twórczym, autorem licznych powieści, opowiadań, zbiorów poezji, opracowań historyczno i krytyczno-literackich, a także publikacji poświęconych regionowi świętokrzyskiemu. W tym właśnie obszarze znajduje mocne i trwałe zakorzenienie jego wyobraźnia, co w pełni potwierdza ostatnia publikacja – zbiór wierszy zatytułowany Dom cisami pod cisami. Tytuł ten zawiera sygnał bardzo istotny i znaczący, bowiem dom stanowi jeden z głównych motywów całego tomu.
Słowo, wyraz – starowierca – usłyszałam pierwszy raz ponad czterdzieści lat temu. Nasz proboszcz, dziekan, prawie wykrzyczał do mnie – pani jest starowiercem. Nie pamiętam, dlaczego, nie wiem już, w jakich to było okolicznościach, pamiętam, że spuściłam głowę i natychmiast „porozumiałam się" z Bogiem mówiąc, w duchu, że to nieprawda, że nie jestem Żydówką. Pomyślałam wtedy, że starowiercy to bracia starsi w wierze.
Problem samobójstwa, który łączy się ściśle z zagadnieniem sensu życia i śmierci, już w starożytności przykuwał uwagę filozofów, stawiając przed nimi szereg trudnych pytań. Czy samobójstwo jest aktem tchórzostwa, dezercji z życia, czy też aktem wyjątkowej odwagi, wręcz wielkości, które tym odróżnia się od pospolitej naturalnej śmierci wszechobecnej w przyrodzie?
(Zapowiedź cyklu o grzechach głównych)
Spytano grzechy główne: Gdybyście leciały samolotem,
spadochron tylko jeden miały
i zdarza się awaria, śmierć zagląda w oczy,
jak wybierzecie tego, kto bezpiecznie skoczy?
Obserwując otaczający nas świat coraz częściej odnoszę wrażenie, że pogrążamy się w miałkim błocie nijakości, tandety, słów bez pokrycia i zaniku poczucia moralności. Zastanawiam się czy okresy świetności naszej kultury nie należą już do przeszłości Dlaczego jest tak źle, skoro powinno być coraz lepiej? Szukając odpowiedzi na to pytanie postanowiłam podejść do problemu w sposób naukowy i znaleźć autorytet w dziedzinie teorii cywilizacji i kultury, będący jednocześnie autorytetem moralnym. Taki autorytet istnieje, mam na myśli naszego wielkiego polskiego filozofa, historiozofa, etnologa, bibliotekarza i dziennikarza, twórcę teorii cywilizacji – Feliksa Konecznego (1862-1949).
Olimpijskie Konkursy Sztuki na Igrzyskach Olimpijskich rozgrywane były w latach 1912–1948. Do programu igrzysk zostały włączone z inicjatywy barona Pierre de Coubertina, wskrzesiciela nowożytnych igrzysk olimpijskich.
Świat będzie istniał, dopóki choć jedna tancerka będzie na nim tańczyć. A później to już tylko mężczyźnie pozostanie upewnić się, czy nigdzie jej nie ma, zwinąć się w embrion i zasnąć.
Politycznej AURZE nie służą liczne PRZECIEKI.
* * *
Każda nowa epoka wnosi erratę do starych legend.
* * *
Bliższa ciału koszula niż reformy.
* * *
Gorąca kawa. Siedzę na ławce. Czekam na autobus. Jest zimno. Ciężkie chmury.
Stara kobieta w chustce podchodzi do mnie i pyta o jakiś autobus. Nie może zobaczyć rozkładu jazdy. Niedowidzi.
– Dobry Boże – myślę, – Czemu rodzina pozwala podróżować jej samej?
– Posiedzę z panem chwilę, dobrze?
– Tak, proszę.
– Do dobrych ludzi zawsze człowieka ciągnie – po chwili – a pan to daleko jedzie, co?
Bilans firmy
Oto wyniki roku ubiegłego
zamknięto bilans i… księgowego.
Po wyborach
Prawie zawsze po wyborach
wracają nawyki stare.
Kończy się obiecywanie,
zaczyna kabaret.
Zawsze mieliśmy
Zawsześmy swojego mentora mieli
kiedyś w Moskwie, a dzisiaj w Brukseli.
O kibicach
Prawdziwych kibiców
to dzisiaj boli,
że zamyka się stadiony,
a nie kiboli.
Poprawność nigdy się nie czerwieni
* * *
Dialogi ciał wtórują dialogom dusz.
* * *
Ten sonet już będzie na zawsze liryczny.
Ubarwiają go kwiaty wśród głosów Łokai.
Ona w dźwięku kropel płynie tu jak rajem
wśród orlików, mniszków i sasanek ślicznych.
22-26 grudnia, ostatnie dni 2015 roku. Pamięć jest naszym drugim życiem, chociaż niewidocznym. Wbrew temu, co się mówi potocznie, fotografia wcale nie zatrzymuje dla nas rzeczywistości – wręcz przeciwnie: zabija ją. Czasem patrzę na fotografie gromadzone staroświeckim zwyczajem w albumach, przyglądam się twarzom ludzi, którzy byli i odeszli: ich oczy niewidzące, wpatrzone bezdusznie w obiektyw, martwe. Dopiero pamięć dopowiada: to było latem, nad wydmą wisiały chmury a niebo opierało się dłonią o horyzont; jeszcze słychać było krzyk ptaków, czego już nie uchwycił obiektyw, a ja oglądałem się, bo na przystani ktoś przeklinał soczyście... Tamto jest zrobione na spotkaniu w Ośrodku Kultury, to znów w domu malarki D... Jeszcze obrazki nie pożółkły, jeszcze twarze rozpoznaję, ale nazwiska i imiona zapisałem dla pamięci na odwrocie. Jak mawiał Stanisław Stempowski (wspomina Maria Dąbrowska w książce “Myśli o sprawach i ludziach”): “Żyjemy po śmierci tak długo, póki nie umrze ostatni człowiek, co nas żywymi pamiętał. I tyle naszej nieśmiertelności.”
Znudziła mi się wielka miłość
Nie być można myślami
Tęsknić można tylko fizycznie
Wybór tak żałosny że aż poważny
Gdy pisze o tobie
Możesz mnie kochać
Jak Pismo nakazuje
Mechanicznie
Ruchy organicystyczne
Zwierzęce
Ale ja oczekuję szorstkiego
Pomruku wstępnego
Rozwinięcia rozwijającego do końca
Miłość mi podpowiada słowa
W kolejny wiersz cię przeistaczam
Wyrywam z życia - tulę w kartkach
SEJF
Mówisz, że szyfrem piszę wiersze
I w sejfie chowam swe uczucia
Aby otworzyć "skarbiec" ten
Serca trzeba, a nie klucza
Nie widząc ciebie, słyszę
co mówisz...
T. Bernhard
Na niesprawdzalną odległość
zbliżyła się do nas afryka
Powietrzne zawiesina
nie daje oddychać.
Stare kamienice w których
gnieżdżą się szczury przedmieścia
tworzą postarzałe
symbole przeszłości.
PRÓBA
Poddajesz próbie moją miłość
Sobie znanymi sposobami
Ty ślęczysz nad wynikiem badań
Ja cieszę się doświadczeniami
Polonista w szkole
Kościół w dziejach
Nieznajomy z Nazaretu
Księga zmarłych filozofów
na najwyższej głos córki
- dziś norweski Dzień Mamy
półki w nas
często chaotyczne
przypadkowe
powiem ci kim jesteś kim jestem
gdy ustaną cuda przypadków
Jolanta Baziak
Andrzej Nizinny wysiadł na peron autobusowego dworca w Maraźmie Poleskim. Pod jego stopami zaszeleściły powitalnym szelestem liście klonów i akacji. „O!, akordzik corocznego obumierania roślin z pniem dość solidnym – skojarzył podróżujący poeta i pedagog jednocześnie – czemu to takie piękne, gdy tak koszmarnie powtarzalne i… wręcz gnilne?!" Tak olśniewającej jesieni Andrzej jeszcze nie widział, a był mężczyzną w sile wieku, o takiej fizjonomii i stylu bycia, który fascynuje (na ogół na jeden wieczór, albo i szybkie śniadanie) młode adeptki sztuki słowa. „Szmat tego kraju zwiedziłem włócząc się po imprezach dla słowolejców, a tu jeszcze nie byłem. Parszywa dziura, kreuje się na miasto – konstatował po wejściu na rynek, do którego przylegał późny gotyk kościoła z czasów jagiellońskiej świetności – ale trzeba było przyjechać, bo skurczybyki pocztą nagród nie wysyłają. Diabelski pomysł. Za tych parę stówek, jakąś wiązkę makulatury z upadającej hurtowni mają załatwiony udział laureatów w spędach wierszokletów". Był znużony podróżą i negacja jej wyższego sensu była właściwie biologiczną reakcją organizmu. Jego rutyna była dumna z kolejnego sukcesu i sarkazmu użył tylko dla potrzeb zaspokojenia wyrzutu sumienia nadwrażliwości swego smaku.
Konstanty Balmont
(1867 – 1942)
W moim ogrodzie
W ogrodzie mym jaśnieją róże białe,
Jaśnieją białe i płonie czerwona.
A w duszy mej marzenia drżą nieśmiałe
I jedna myśl szalona.
Splatałam grzywy światła - złotych koni wizje,
By złocić się i płonąć słonecznym artyzmem,
Rozrzucać kłosy ciepła - letnim skrzydłem wiatru,
Po stepie szmaragdowym pustynnie wyblakłym...
obrzydliwie nijacy zastraszeni wiecznie
kultowi przeciętności bez reszty oddani
kto ponad nich wyrasta tego mają za nic
w kręgu sobie podobnych czują się bezpiecznie
Burza od-
jechała piorunem
Żółte wody wyschły
na glinianych polach.
wraca przeszłość
powłoczystością powraca
mgłą czasu spojrzeniem skrytym
- - gdzie
do jasnej
miłości
Parabola: Wyobraźmy sobie, że jakaś mrówka dziwnym trafem, przez przypadek, „zaprzyjaźniła się" z człowiekiem. Może ten uratował ją od niechybnej śmierci? Na przykład wyłowił ze szklanki z niedopitym sokiem. Potem wróciła do mrowiska i zdała relację towarzyszkom. Ale one jej nie uwierzyły, bo same nigdy nie miały spotkania III stopnia z ludźmi. Orzekły: takie coś nie istnieje, śniło ci się. Pytanie pierwsze: Jakie mrówka może mieć wyobrażenie o człowieku? Pytanie drugie: Jakie mrówczy filozof może mieć pojęcie o planecie na której żyje? Per analogiam: Jakie homo sapiens może mieć wyobrażenie o Panu Bogu, który we wszystkim go przewyższa? Dlatego x. prof. Józef Tischner napisał: „Są rzeczy, które przerastają możliwości ludzkiego rozumu. Jest światło, które oślepia. Tak jest z Bogiem". No właśnie, tak się sprawy mają ze Stwórcą, ludźmi, mrówkami…
Ta druga
Może i można inaczej
może nawet z całkiem innej strony.
Wyjść z siebie, stanąć obok, popatrzeć.
Zwrócić.
Tylko że,
odruch wymiotny boli.
Janka mówi, że trzeba wsadzić
głęboko do gardła dwa palce
i samo pójdzie. Ale droga
ręki do ust taaaka daleka.
Treść podchodzi pod gardło,
wywraca kiszki na lewą stronę,
otwiera nóż w kieszeni.
Może i można do życia podejść
od drugiej strony, pod warunkiem,
że wie się która to druga.
Zbigniew Jankowski (ur. 1951 r. w Bydgoszczy) to poeta mądry. Zaiste rzadka to cecha wśród tych, którzy mienią się układaczami wierszy. Wzięła się ona z podporządkowania swej twórczości Bogu, miłości i.... morzu! W tej triadzie tkwi wielka siła poezji Zbigniewa Jankowskiego. O nowym tomie Zaraz przyjdzie Krzysztof Kuczkowski pisze: Pragnienia i idee obecne w poezji Zbigniewa Jankowskiego o kilka już dekad, w tomie „Zaraz przyjdzie" uzyskały nowy wymiar. Są wysubtelnione i podniesione na niespotykany we współczesnej poezji poziom doświadczenia duchowego, któremu dorównuje wysokiej próby obrazowanie poetyckie.
We wspomnianej triadzie u Jankowskiego dominuje przede wszystkim miłość. Poeta jawnie mówi o swoim wielkim kochaniu, ukochaniu. Rozkochaniu. Czytamy o tym w pięknym wierszu Danse vital opatrzonym dedykacją: Tobie, Tereniu kochana, jedyna. Cóż może powiedzieć czytelnik? Tylko może zazdrościć. I życzyć adresatce, bardzo chorującej, aby choroba okazała się... tchórzem i precz uciekła, aby została jedynie niezwyciężona – jak zawsze – miłość!
Wiersze Jankowskiego w tomie Zaraz przyjdzie to dowody miłości do Boga. Tego w pierwszym rzędzie, którego widzimy w ramionach Matki – Piety. Jego codzienne poznanie-doznanie zapewne było inspiracją do powstania takiego wyznania poety:
Tęcza nadeszła niespodziewanie,
połączyła dwa brzegi jeziora tylko
stary Grzegorz potrafi zwinąć ją
jak mapę dłońmi na których zakola
żył szare plamy wysp i wzniesienia
bladych brodawek tworzą własny
krajobraz.
między młotem a kowadłem
mózg świeży parujący
ma prawo wybić się
na niepodległość
i zaistnieć jako dzieło sztuki
o globalnej jasności wyrazu
świadectwo czystości rasowej
nie będzie potrzebne
ani wypis z księgi meldunkowej
jeśli to organ krwiopijcy
to każdy
wytrawny światowiec napomknie
o agresywnym biznesie
a jeśli kretyna
to wszyscy klękną z podziwu
że tak sprytnie się ustawił
Kobiety po poetach żyją jeszcze długo
jakby je wiodła przed siebie jakaś mleczna droga
jakiś wers z wiersza męża i jego choroba
Jego modlitwy do siebie jego nocne płacze
jego szpitalne drogi – stos jego odznaczeń
Jego zdrady kłamstwa i późne powroty
psy jego ulubione i umarłe koty
Wdowy po poetach mają siłę wilczą
one mówią ich wierszem nawet kiedy milczą
Mężowie odpłynęli w Charonowej łodzi
a dla nich słońce wciąż od nowa wschodzi
Strona 1 z 2